Topos miłości w pozytywizmie (realizmie)

W trakcie opracowywania zagadnienia zapoznaj się z opracowaniami i wykorzystaj wskazywane w nich konteksty:

opracowanie pozytywizmu; opracowanie pozytywizmu - wersja minimum;

opracowanie Lalki;

B. Prus, Lalka - motyw miłości

Artykuł zawiera fragmenty Lalki B. Prusa, które opisują miłość oraz jej przyczyny i konsekwencję, czyli jej rolę w życiu człowieka.

Wzorcowe wypracowanie maturalne

http://język-polski.pl/matura/wypowiedz-argumentacyjna/2282-rozprawka-czy-w-milosci-lepiej-sluchac-glosu-rozsadku

Stanisław Wokulski i Katarzyna Hopfer

„Kasia Hopferówna durzy się trochę w Wokulskim”. Według Jana Machalskiego rozmawiającego z Ignacym Rzeckim, który opisał to w „Pamiętniku starego subiekta”.

„Kasia Hopfer. Nie wiem, co tak podobało się jej u nas - moja broda czy tusza Jana Mincla? Bo dziewczyna miała ze dwadzieścia norymberskich sklepów bliżej domu, ale przychodziła do naszego po kilka razy na tydzień”. Ignacy Rzecki w „Pamiętniku starego subiekta”.

„Od czasu jak Wokulski osiedlił się u mnie, przybyła naszemu sklepowi nowa kundmanka”. Ignacy Rzecki w „Pamiętniku starego subiekta”.

„Ani na nią spojrzy, dzika bestia!” Jan Machalski w rozmowie o S. Wokulskim i K. Hopfer z Ignacym Rzeckim.

„Dajże mi pokój z Kasią!... - przerwał. - Dziewczyna dobra z kościami, nieraz ukradkiem przyszywała mi oberwany guzik do paltota albo podrzucała mi kwiatek na okno, ale ona nie dla mnie, ja nie dla niej”. Ignacy Rzecki w „Pamiętniku starego subiekta”.

„W tym całe nieszczęście, bo ja nie jestem gołąbek. Mnie przywiązać mogłaby taka tylko kobieta jak ja sam. A takiej jeszczem nie spotkał.„Pamiętniku starego subiekta” Ignacy Rzecki w „Pamiętniku starego subiekta”.

„Dziewczyna dobra z kośćmi, nieraz ukradkiem przyszywała mi oberwany guzik do paltota albo podrzucała mi kwiatek na okno, ale ona nie dla mnie, ja nie dla niej”. Stanisław Wokulski do Ignacego Rzeckiego.

„Powoli Kasia przestała bywać w sklepie, a natomiast stary Hopfer złożył wizytę obojgu państwu Janom Minclom. Musiał im coś mówić o Stachu, gdyż na drugi dzień zbiegła na dół pani Małgorzata Minclowa i dalejże do mnie z pretensjami:

— Cóż to za lokatora ma pan Ignacy, za którym panny szaleją?…”

Stanisław Wokulski i Małgorzata Minclowa

„Już za trzecią wizytą pani Małgorzata przyjęła nas w szlafroczku (był to bardzo ładny szlafroczek, obszyty koronkami), a na czwartą ja wcale nie zostałem zaproszony, tylko Stach."

„To przecie jest pewne, że Stach wracał do domu coraz więcej znudzony, narzekając, że mu baba czas zabiera".

„pani Jasiowa już nie tylko w wieczór zapraszała Wokulskiego na herbatę, na którą on po największej części nie chodził, ale jeszcze sama nieraz zbiegała do mego pokoju, troskliwie wypytując Stacha, czy nie jest chory, i dziwiąc się, że się jeszcze nie kochał, on, prawie starszy od niej (myślę, że ona była trochę starsza od niego)”.

„W pół roku zaś później Stach powiedział mi, że... żeni się z panią Małgorzatą Mincel”.

„Przy młodym mężu w panią Małgorzatę jakby nowy duch wstąpił. Kupiła sobie fortepian i zaczęła uczyć się muzyki od jakiegoś starego profesora, ażeby - jak mówiła - "nie budził w Stasieczku zazdrości". Godziny zaś wolne od fortepianu przepędzała na konferencjach z siewcami, modystkami, fryzjerami i dentystami robiąc się przy ich pomocy co dzień piękniejszą. A jaka ona była tkliwa dla męża!... Nieraz przesiadywała po kilka godzin w sklepie, tylko wpatrując się w Stasiulka. Dostrzegłszy zaś, że między kundmankami trafiają się przystojne, cofnęła Stacha z sali frontowej za szafy i jeszcze kazała mu zrobić tam budkę, w której, siedząc jak dzikie zwierzę, prowadził księgi sklepowe”.

„Jejmość zaś, zamiast ochłonąć, gorączkowała się coraz bardziej; a gdy jej małżonek, znudzony siedzeniem czy też dla załatwienia jakiego interesu, wyszedł kiedy na miasto, biegła za nim... podpatrywać, czy nie idzie na schadzkę!..”.

„Niekiedy, osobliwie podczas zimy, Stach wymykał się na tydzień z domu do znajomego leśnika, polował tam całe dnie i włóczył się po lasach. Wówczas pani już trzeciego dnia jechała w pogoń za swym kochanym zbiegiem, chodziła za nim po gąszczu i w rezultacie - przywoziła chłopa do Warszawy”.

„Kiedy Kochanowski pisał: "Na lwa srogiego bez obrazy siędziesz i na ogromnym smoku jeździć będziesz" - z pewnością miał na myśli kobietę... To są ujeżdżacze i pogromcy męskiego rodu!”

„Tymczasem w piątym roku pożycia pani Małgorzata nagle poczęła się malować... Zrazu nieznacznie, potem coraz energiczniej i coraz nowymi środkami... Usłyszawszy zaś o jakimś likworze, który damom w wieku miał przywracać świeżość i wdzięk młodości, wytarła się nim pewnego wieczora tak starannie od stóp do głów, że tej samej nocy wezwani na pomoc lekarze już nie mogli jej odratować. I zmarło biedactwo niespełna we dwie doby na zakażenie krwi, tyle tylko mając przytomności, aby wezwać rejenta i cały majątek przekazać swemu Stasiulkowi”.

Stanisław Wokulski i Luboczka Siergiejewna

„Wokulski wyglądał tak okropnie, że Suzin przerwał, a potem zmienił temat rozmowy.

— A ty wiesz — ciągnął — co mnie przed wyjazdem mówiła Maria Siergiejewna o swojej córce?... „Ot — mówiła — głupia Luboczka! wciąż tęskni i tęskni za tym padlecem Wokulskim. Ja jej tłomaczę: ty i nie myśl o panu Wokulskim. Pan Wokulski siedzi sobie w Warszawie i gra na fortepiano: a o takiej głupiej dziewczynie i nie pomyśli... A Luboczka nic, jak kamień..." I jeszcze mówi Maria Siergiejewna: „Czort mnie do ich parszywej Polski, niechaj ona i nie zginęła, ale mnie dziecka żal..."

No, pomyśl tylko, Stanisławie Piotrowiczu: dziewczyna jak malina, Smolny Instytut skończyła, wzięła medal, trzy miliony rubli położy tobie od razu na stół, i tańcuje, i maluje, i jeden pułkownik gwardyjski starał się o nią... Żeń się z nią, a będziesz miał pieniądze na trzy tutejsze madamy, byle Bóg dał zdrowie, bo kobiety nie takich Samsonów zjadły..."

Stanisław Wokulski i Helena Stawska

„Swoich uczuć dla Wokulskiego pani Stawska nie umiałaby określić. " Narrator.

„Z widzenia znała go od lat kilku, nawet wydawał jej się przystojnym człowiekiem, ale nic ją nie obchodził".

„Z tą intencją nieraz zachodziła do sklepu. Parę razy wcale nie znalazła tam Wokulskiego, raz widziała go, ale z boku, a raz zamieniła z nim parę słów i wtedy zrobił na niej szczególne wrażenie. Uderzył ją kontrast pomiędzy zdaniem: "diabelnie energiczny", a jego zachowaniem się; wcale nie wyglądał na diabelnego, był raczej spokojny i smutny. I jeszcze dostrzegła jedną rzecz: oto - miał oczy wielkie i rozmarzone, takie rozmarzone..".

„"Piękny człowiek!" - pomyślała".

„Pani Stawska słuchała w milczeniu, lecz powoli doszła do przekonania, że Wokulski jest najbardziej nadzwyczajnym człowiekiem, jaki istniał na ziemi".

„poczuła dla Wokulskiego wdzięczność. Stopniowo wdzięczność zamieniła się w podziw, gdy począł bywać u nich Rzecki i opowiadać mnóstwo szczegółów z życia swojego Stacha".

„W pani Stawskiej zaczęła budzić się niechęć do panny Łęckiej i współczucie dla Wokulskiego".

„Później spadły na panią Stawską dwie duże klęski: proces o lalkę i utrata zarobków. Wokulski nie tylko nie wyparł się znajomości z nią, co przecież mógł zrobić, ale jeszcze uniewinnił ją w sądzie i ofiarował jej korzystne miejsce w sklepie".

„Wówczas pani Stawska wyznała przed samą sobą, że ten człowiek obchodzi ją i że jest jej równie drogim jak Helunia i matka".

„w duszy robiła sobie gorzkie wyrzuty, że nie potrafi kochać Wokulskiego, choćby chciała. Już serce jej wyschło; zresztą ona sama nie jest pewna, czy ma serce".

„Wprawdzie myślała wciąż o Wokulskim podczas zajęć sklepowych czy w domu; czekała jego odwiedzin, a gdy nie przyszedł, była rozdrażniona i smutna. Często śnił jej się, ale to przecie nie miłość; ona nie jest zdolna do miłości".

„Ależ ona, przysięgnę, już dziś kocha się, biedactwo, w Wokulskim... Humor jej się zepsuł, po nocach nie sypia, tylko wzdycha, mizernieje kobiecisko, a kiedyście tu byli wczoraj, cóż się z nią działo... Ja, matka, poznać jej nie mogłam..". Jadwiga Misiewiczowa do Ignacego Rzeckiego.

„Nagle przycisnęła ręką piersi, jakby jej tchu zabrakło, i wyszła do drugiego pokoju (...) pani Stawska była zmieniona i smutna i skarżyła się, że ją głowa boli. Ot, osioł Stach! Taka kobieta szaleje za nim od jednego spojrzenia, a on, wariat, ugania się za panną Łęcką". Reakcja na informację o tym, że S. Wokulski ma się ożenić z I. Łęcką. Relacja I. Rzeckiego z pamiętnika.

„Jego kochanką ?... Tak, nie jestem, bo on tego jeszcze nie zażądał. Co mnie obchodzi pani Denowa czy Radzińska albo mąż, który mnie opuścił... Już nie wiem, co się ze mną dzieje...To jedno czuję, że ten człowiek zabrał mi duszę". Helena Stawska

„Zrobię tak, jak zechce pan Wokulski. Każe mi otworzyć sklep otworzę; każe zostać u Milerowej, zostanę" Helena Stawska

„ten anioł, nie kobieta, będąc przed paroma tygodniami w Warszawie raczyła mnie odwiedzić i mocno wypytywała się o Stacha". I. Rzecki w pamiętniku.

Stanisław Wokulski i Kazimiera Wąsowska

„Lecz gdy prezesowa nazwała go człowiekiem niepospolitym, zaciekawiła się; dowiedziawszy się zaś, że może kochać pannę Izabelę, rzuciła się jak rumak szlachetnej krwi, niebacznie dotknięty ostrogą". Narrator.

„prezesowa zwierzyła się przed bawiącą u niej panią Wąsowską, że przyjedzie do Zasławka Wokulski, bardzo bogaty wdowiec, człowiek ze wszech miar niepospolity, którego chciałaby ożenić i który kto wie, czy nie kocha się w pannie Izabeli..". Narrator.

„Dowiedziawszy się, że panna Izabela dziś przyjeżdża, pani Wąsowska gwałtem zabrała na spacer Wokulskiego. Gdy zaś na gościńcu pod lasem zobaczyła tuman kurzu, wzniecony przez powóz jej rywalki, skręciła na łąkę i tam zrobiła wielką scenę z siodłem, która jej się nieudała". Narrator.

„sądziłam, że pan jest człowiek zimny, rachunkowy, który chodząc po lesie taksuje drzewo, a na niebo nie patrzy, bo to nie daje procentu. Tymczasem cóż widzę?... Marzyciela, średniowiecznego trubadura, który wymyka się do lasu, ażeby wzdychać i wypatrywać zeszłotygodniowe ślady j e j stóp! Wiernego rycerza, który kocha na życie i śmierć jedną kobietę, a innym robi impertynencje. Ach, panie Wokulski, jakie to zabawne... jakie to niedzisiejsze!... " Kazimiera Wąsowska do S. Wokulskiego o nim samym.

„Czy nie myślisz pan, że mówię w ten sposób o pańskiej miłości, ażeby sama wydać się za pana?... Milczysz pan... Otóż mówmy serio. Była chwila, żeś mi się pan podobał; była i - już przeszła. Ale choćby nie przeszła, choćbym miała umrzeć z miłości dla pana, co zapewne nie nastąpi, bo nie straciłam jeszcze ani snu, ani apetytu, nie oddałabym się panu, słyszysz pan... choćbyś mi się u nóg włóczył. Nie mogłabym żyć z człowiekiem, który tak kochał inną kobietę, jak pan to robisz. Jestem za dumna. Wierzy mi pan?" K. Wąsowska do S. Wokulskiego.

„Jeżeli więc dziś drasnęłam pana moimi żartami, to tylko przez życzliwość dla pana. Imponuje mi pańskie szaleństwo, chciałabym, ażebyś był szczęśliwy, i dlatego mówię: wyrzuć pan z siebie średniowiecznego trubadura, bo już mamy wiek dziewiętnasty, w którym kobiety są inne, niż pan je sobie wyobraża, o czym wiedzą nawet dwudziestoletni chłopcy". K. Wąsowska do S. Wokulskiego.

„Znam ludzi lepiej, niż pan sądzisz, i... lękam się pańskiego rozczarowania. Otóż gdyby ono kiedy nadeszło, przypomnij sobie moją radę: nie działaj pod wpływem uniesienia, tylko czekaj. Wiele rzeczy na pozór wygląda gorzej aniżeli w rzeczywistości". K. Wąsowska do S. Wokulskiego.

„Ale zdaje mi się, że i Wokulski coś spostrzegł, bo był bardzo zmieniony. Żal mi go". Kazimiera Wąsowska do J. Ochockiego widząc, flirt Izabeli i Molinariego.

„I nawet wiem, dlaczego lepiej. Pani wzdycha do Wokulskiego. - Panią Wąsowską oblał mocny rumieniec; zmieszała się tak, że wachlarz upadł jej na posadzkę". Ochocki poznał, że K. Wąsowska kocha S. Wokulskiego.

„Obchodzi mnie tak, że... robię wszystko, co jest w mojej mocy, ażeby dostał Belę, ponieważ... ją kocha ten szaleniec..". K. Wąsowska do J. Ochockiego.

„Do widzenia... na wsi!..". K. Wąsowska jednoznacznie zaprasza S. Wokulskiego do siebie.

„Nie znalazł pan czasem kobiety swego gatunku? (...) Prędzej byłaby nią pani". S. Wokulski do Kazimiery Wąsowskiej.

„Przekonałbym, że potrafię mieć władzę, a później u nóg pani błagałbym, ażebyś przyjęła mnie za swego niewolnika..". S. Wokulski do Kazimiery Wąsowskiej.

„postanowiłam sobie ostatecznie rozwikłać nieporozumienie między panem i Belą. Jeżeli mi się zamiar uda, niech pan spali, jeżeli nie... niech mi pan ten list przywiezie na wieś... Adieu!" K. Wąsowska zaprasza S. Wokulskiego do siebie.

Stanisław Wokulski i Izabela Łęcka

„Bo jak można zakochać się w kimś od jednego rzutu oka? Albo jak można szaleć za kobietą, którą widzi się raz na kilka miesięcy, i tylko po to, ażeby przekonać się, że ona nie dba o nas?".

„I może z galanteryjnego kupca zostałby na dobre uczonym przyrodnikiem, gdyby znalazłszy się raz w teatrze, nie zobaczył panny Izabeli". I. Rzecki w pamiętniku.

„Teraz dopiero przypominam sobie, że przed rokiem nie było przedstawienia w teatrze, nie było koncertu, odczytu, na których bym go nie spotykała" Izabela wypowiada te słowa w kwietniu 1878 r. po tym, gdy S. Wokulski wykupił jej zastawę.

Wyjechał na wojnę z powodu Izabeli Łęckiej „ten człowiek po to jeździł na wojnę, ażeby mnie zdobyć" - Izabela mówi to do Florentyny.

„Chciał zobaczyć pannę Izabelę, a jednocześnie lękał się tego i wstydził się swoich półimperiałów." - narrator o Wokulskim, gdy ten nie potrafi się zdecydować na udział w kweście na grobach.

„czy to w piwnicy Hopfera, czy to na stepie tak się karmił Aldonami, Grażynami, Marylami i tym podobnymi chimerami, że w pannie Łęckiej widzi bóstwo. On się już nie tylko kocha, ale uwielbia ją, modli się, padałby przed nią na twarz... Przykre go czeka zbudzenie!... Bo choć to romantyk pełnej krwi, jednak nie będzie naśladować Mickiewicza, który nie tylko przebaczył tej, co z niego zadrwiła, ale jeszcze tęsknił do niej po zdradzie, ba! nawet ją unieśmiertelnił... " doktor Szuman do I. Rzeckiego o S. Wokulskim.

„Starski to jest ten drugi kochanek, Ochocki trzeci... A Rossi?... Rossi, któremu ja urządzałem klakę i znosiłem mu do teatru prezenta... Czymże on był?... Głupi człowieku, ależ to jest Mesalina, jeżeli nie ciałem, to duchem... I ja, ja mam szaleć dla niej?... Ja!..." Monolog S. Wokulskiego.

„Przeszli tuż obok niego, Molinari potrącił go łokciem, ale tak byli zajęci sobą, że panna Izabela nawet nie spostrzegła Wokulskiego. Potem usiedli we czworo przy jednym stoliku: pan Szastalski z panną Rzeżuchowską, Molinari z panną Izabelą, i było znać, że jest im bardzo dobrze razem".

„Dlatego oddaję pani ten amulet [medalion z metalem lżejszym od powietrza od Geista]. Odtąd, oprócz pani, już nie mam innego szczęścia na świecie; została mi pani albo śmierć". Wokulski oddaje medalion Łęckiej.

I. Łęcka przyjęła oświadczyny S. Wokulskiego (po odprawieniu Molinariego) „Prawie od chwili kiedy oświadczył się i został przyjęty, opanowała go dziwna rzewność i współczucie." Narrator opisuje uczucia S. Wokulskiego.

„- I ten medalion - drwił Starski - jest całym prezentem przedślubnym?... Niezbyt hojny narzeczony: kocha jak trubadur, ale...

- Zapewniam cię - przerwała panna Izabela - że oddałby mi cały majątek...

- Bierzże go, kuzynko, i mnie pożycz ze sto tysięcy... A cóż, znalazła się ta cudowna blaszka?...

- Właśnie że nie, i jestem bardzo zmartwiona. Boże, gdyby on się kiedy dowiedział...

- Czy o tym, że zgubiliśmy jego blaszkę, czy że szukaliśmy medalionu? - szepnął Starski, przytulając się do jej ramienia.

Wokulskiemu mgłą zaszły oczy.

»Tracę przytomność?...« - pomyślał, chwytając za pas przy oknie. Zdawało mu się, że wagon zaczyna skakać i lada moment nastąpi wykolejenie.

- Wiesz, że jesteś zuchwały!... - mówiła przyciszonym głosem panna Izabela.

- To właśnie stanowi moją siłę - odparł Starski.

- Zlituj się... Ależ on może spojrzeć!... Znienawidzę cię...

- Będziesz szaleć za mną, bo nikt nie zdobyłby się na to... Kobiety lubią demonów..".. Fragment rozmowy prowadzonej w pociągu w drodze do Krakowa po angielsku w towarzystwie S. Wokulskiego przez K. Starskiego i narzeczoną gł. bohatera I. Łęcką, którzy sądzili, że kupiec nie zna angielskiego.

„»Tak kocham... tak kocham... - szepnął. - I nie mogę zapomnieć!...« W tej chwili opanowało go cierpienie, na które w ludzkim języku już nie ma nazwiska. Dręczyła go zmęczona myśl, zbolałe uczucie, zdruzgotana wola, całe istnienie... I nagle uczuł już nie pragnienie, ale głód i żądzę śmierci.

Pociąg z wolna zbliżał się. Wokulski nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, upadł na szyny. Drżał, zęby mu szczękały, schwycił się oburącz podkładów, miał usta pełne piasku... Na drogę padł blask latarń, szyny zaczęły cicho dźwięczeć pod toczącą się lokomotywą... »Boże, bądź miłościwy...« - szepnął i zamknął oczy". Narrator opisuje postępowanie i myśli Stanisława Wokulskiego w Skierniewicach.

Izabella Łęcka i posąg Apolla

„Jedna rzecz w wysokim stopniu ułatwiała jej wyjście za mąż dla stanowiska. Oto panna Izabela nigdy nie była zakochaną. Przyczyniał się do tego jej chłodny temperament, wiara, że małżeństwo obejdzie się bez poetycznych dodatków, nareszcie miłość idealna, najdziwniejsza, o jakiej słyszano. Raz zobaczyła w pewnej galerii rzeźb posąg Apollina, który na niej zrobił tak silne wrażenie, że kupiła piękną jego kopię i ustawiła w swoim gabinecie. Przypatrywała mu się całymi godzinami, myślała o nim i... kto wie, ile pocałunków ogrzało ręce i nogi marmurowego bóstwa ?... I stał się cud: pieszczony przez kochającą kobietę głaz ożył. A kiedy pewnej nocy zapłakana usnęła, nieśmiertelny zstąpił ze swego piedestału i przyszedł do niej w laurowym wieńcu na głowie, jaśniejący mistycznym blaskiem.

Siadł na krawędzi jej łóżka, długo patrzył na nią oczyma, z których przeglądała wieczność, a potem objął ją w potężnym uścisku i pocałunkami białych ust ocierał łzy i chłodził jej gorączkę.

Odtąd nawiedzał ją coraz częściej i omdlewającej w jego objęciach szeptał on, bóg światła, tajemnice nieba i ziemi, jakich dotychczas nie wypowiedziano w śmiertelnym języku. A przez miłość dla niej sprawił jeszcze większy cud, gdyż w swym boskim obliczu kolejno ukazywał jej wypiększone rysy tych ludzi, którzy kiedykolwiek zrobili na niej wrażenie.

Raz był podobnym do odmłodzonego jenerała-bohatera, który wygrał bitwę i z wyżyn swego siodła patrzył na śmierć kilku tysięcy walecznych. Drugi raz przypominał twarzą najsławniejszego tenora, któremu kobiety rzucały kwiaty pod nogi, a mężczyźni wyprzęgali konie z powozu. Inny raz był wesołym i pięknym księciem krwi jednego z najstarszych domów panujących ; inny raz dzielnym strażakiem, który za wydobycie trzech osób z płomieni na piątym piętrze dostał legię honorową ; inny raz był wielkim rysownikiem, który przytłaczał świat bogactwem swojej fantazji, a inny raz weneckim gondolierem albo cyrkowym atletą nadzwyczajnej urody i siły.

Każdy z tych ludzi przez pewien czas zaprzątał tajemne myśli panny Izabeli, każdemu poświęcała najcichsze westchnienia rozumiejąc, że dla tych czy innych powodów kochać go nie może, i - każdy z nich za sprawą bóstwa ukazywał się w jego postaci, w półrzeczywistych marzeniach. A od tych widzeń oczy panny Izabeli przybrały nowy wyraz- jakiegoś nadziemskiego zamyślenia. Niekiedy spoglądały one gdzieś ponad ludzi i poza świat; a gdy jeszcze jej popielate włosy na czole ułożyły się tak dziwnie, jakby je rozwiał tajemniczy podmuch, patrzącym zdawało się, że widzą anioła albo świętą".

„Kiedy późno wróciwszy do domu spojrzała na swego Apollina, zdawało jej się, że marmurowy bożek ma coś z postawy i rysów skrzypka. Zarumieniła się przypomniawszy sobie, że posąg bardzo często zmieniał fizjognomię; nawet przez krótką chwilę był podobny do Wokulskiego. Uspokoiła się jednak uwagą, że dzisiejsza zmiana jest ostatnią, że dotychczasowe jej upodobania polegały na omyłkach i że Apollo, jeżeli mógł kogoś symbolizować, to tylko Molinariego".

„I na co on się narażał mówiąc coś podobnego?" — pomyślała panna Izabela. Nie przyszło jej do głowy, że co najwyżej narażał się na opuszczenie towarzystwa przed końcem kolacji".

Izabela Łęcka i Rossi

„Rossi był ideałem panny Izabeli; kochała się w nim, i nawet nie kryła swych uczuć, o ile, rozumie się, było to możliwym dla panienki jej stanowiska. Znakomity artysta wiedział o tym, bywał co dzień w domu hrabiny, grał i deklamował wszystko, co mu kazała panna Izabela, a wyjeżdżając do Ameryki, ofiarował jej włoski egzemplarz Romea i Julii z dedykacją: „Mdła mucha więcej ma mocy, czci i szczęścia aniżeli Romeo..".

„przysłaniała twarz do połowy wachlarzem i cudownymi, rozmarzonymi oczyma zdawała się pożerać aktora. Czasami wachlarz z białych piór opadał jej na kolana, a wtedy Rzecki na twarzy panny Izabeli spostrzegał ten sam wyraz zamagnetyzowania, który go tak zdziwił w fizjognomii Wokulskiego". Widzi to nawet Rzecki, co opisuje w pamiętniku. Izabela by się zbliżyć do aktora, wykorzystuje zakochanego w niej Wokulskiego.

„Jakież było dziwne między nimi podobieństwo: on — Rossi, aktor, a ona — panna Łęcka. Rzuć nazwisko, rzuć swój zawód... Tak, ale cóż by wtedy zostało... Zresztą nawet księżniczka krwi mogłaby wyjść za Rossiego i świat tylko podziwiałby jej poświęcenie...

Wyjść za Rossiego?... Dbać o jego garderobę teatralną, a może przyszywać mu guziki do nocnych koszul?...

Panna Izabela wstrząsnęła się. Kochać go bez nadziei — to dosyć... Kochać i czasami porozmawiać z kim o tej tragicznej miłości..".

„Tak, że nie wie nawet, czy (...) jest zwykłą kokietką o przewróconej głowie, czy może taką jak on zbłąkaną istotą, która nie znalazła właściwej dla siebie drogi. Sądząc jej czyny, jest to panna na wydaniu, która szuka najlepszej partii; patrząc w jej oczy, jest to anielska dusza, której konwenanse ludzkie spętały skrzydła". Narrator o zagubieniu Wokulskiego, gdy ten przebywa w Paryżu".

Izabela Łęcka i Molinari

„Pan Szastalski (no, on zawsze przesadza) powiedział, że tylko słuchając Molinariego mógłby umrzeć bez żalu. Pani Wywrotnicka jest nim zachwycona, a pani Rzeżuchowska ma zamiar wydać dla niego raut". Izabela Łęcka do Stanisława Wokulskiego.

„Pan Rydzewski i pan Pieczarkowski mieli sposobność widzieć jego album, złożone z samych recenzyj... Pan Pieczarkowski mówi, że Molinariemu ofiarowali to jego wielbiciele. Otóż wszyscy europejscy recenzenci nazywają go genialnym". Izabela Łęcka do Stanisława Wokulskiego.

„On dostał order od ojca świętego, od szacha perskiego, ma tytuł... Miernych skrzypków nie spotykają takie odznaczenia". Izabela Łęcka do Stanisława Wokulskiego.

„Musi mi pan ułatwić zaznajomienie się z Molinarim, ale to koniecznie, koniecznie... Obiecałam Cioci, że skłonię go, ażeby zagrał u niej na ochronę; pojmuje więc pan, ile mi na tym zależy". Izabela Łęcka do Stanisława Wokulskiego.

„przyszła mu bardzo słuszna uwaga, że panna Izabela nie znając Molinariego daje się tylko unosić prądowi jego reputacji". S. Wokulski w myślach.

„O ile mi się zdaje, jest to dosyć mierny skrzypek". Stanisław Wokulski do Izabeli Łęckiej.

„Widziałem go w sali, gdzie najdroższe miejsce kosztowało dwa franki". Stanisław Wokulski do Izabeli Łęckiej.

„Ale czasem, jak trafi mu się dobry humor, to nieraz dobiera sobie chłopisko jeszcze dwa numery, każdy w innej stronie korytarza, i w każdym inną rozwesela... Taki, bestia, zajadły". Szwajcar służący w hotelu do Stanisława Wokulskiego.

„Teraz Wokulski spojrzał na skrzypka i przede wszystkim spostrzegł pewne podobieństwo między nim i Starskim (...) miał takież same niewielkie faworyciki, jeszcze mniejsze wąsiki i ten sam wyraz znużenia, jaki cechuje ludzi posiadających szczęście u płci pięknej. Grał dobrze i wyglądał przyzwoicie, lecz było widać po nim, że już pogodził się z rolą półbożka łaskawego dla swoich wiernych". Narrator opisuje raut u państwa Rzeżuchowskich.

„Przywitała go rumieńcem i wejrzeniem nieopisanego zachwytu. A ponieważ proszono na kolację, mistrz podał jej rękę i zaprowadził do sali jadalnej. Przeszli tuż obok niego, (...) ale tak byli zajęci sobą, że panna Izabela nawet nie spostrzegła Wokulskiego". Narrator opisuje raut u państwa Rzeżuchowskich.

„jego album z recenzjami jest blagą, ponieważ nie umieszczono w nim krytyk nieprzychylnych. Dodali w końcu, że tak mierny skrzypek i pospolity człowiek tylko w Warszawie mógł doznać podobnych owacyj". Opinia arystokracji o skrzypku po raucie u państwa Rzeżuchowskich.

„Przez następne dwa dni panna Izabela uważała wielkiego artystę jako ofiarę zawiści. Powtarzała sobie, że tylko on jeden zasługuje na jej współczucie i że nigdy o nim nie zapomni". Narrator opisuje zachowanie Izabeli Łęckiej po raucie u państwa Rzeżuchowskich.

Izabela Łęcka i Kazimierz Starski

„— A widzisz!... — odpowiedziała hrabina całując ją. — Ciotka zawsze o tobie myśli. Dla ciebie jest to wyborna partia, którą tym łatwiej będzie zrobić, że Tomasz ma kapitalik, który powinien mu wystarczyć, a Kazio coś słyszał o zapisie ciotki Hortensji dla ciebie. No, przypuszczam, że Starski jest trochę zadłużony. W każdym razie to, co mu zostanie z majątku babki, z tym, co ty możesz wziąć po Hortensji, powinno by wam na jakiś czas wystarczyć. A później zobaczymy. On ma jeszcze stryja, ty masz mnie, więc wasze dzieci nie doznają biedy". Hrabina Joanna Karolowa do Izabeli Łęckiej po sprzedaży kamienicy Łęckich.

„Kazio jest wyborną partią" Hrabina Joanna Karolowa do Izabeli Łęckiej po sprzedaży kamienicy Łęckich.

„szalał za tobą". Tomasz Łęcki do Izabeli Łęckiej.

„przekonasz się, że w sercu Kazia odnowią się zabliźnione rany... Choć szkoda, żeś go wtedy odrzuciła!... Mielibyście dziś ze sto albo sto pięćdziesiąt tysięcy rubli więcej... Wyobrażam sobie, że ten biedny chłopak z rozpaczy musiał bardzo wydawać pieniądze". Hrabina Joanna Karolowa o Kazimierzu Starskim do Izabeli Łęckiej.

„Przez całą noc śnił się pannie Izabeli Starski jako mąż, Rossi jako pierwszy platoniczny kochanek, Ochocki jako drugi, a Wokulski jako plenipotent ich majątku".

„—Spróbuję i jeżeli pozwolisz, kuzynko, w twoim towarzystwie. Gdyż podobno mamy razem spędzić wakacje. Czy tak?...

— Tak przynajmniej chce ciotka i ojciec. Mnie się jednak nie uśmiecha to, że kuzyn ma zamiar sprawdzać swoje etnograficzne spostrzeżenia.

— Byłby to tylko odwet z mojej strony.

— Ach, więc walka?... — spytała panna Izabela.

— Spłacanie dawnych długów często prowadzi do zgody.

Wokulski z taką uwagą przeglądał album, że żyły nabrzmiały mu na czole.

— Ale zemsta nie prowadzi — odparła panna Izabela.

— Nie zemsta, tylko przypomnienie, że jestem wierzycielem kuzynki.

—Więc to ja mam spłacać dawne długi?...— zaśmiała się panna Izabela.— A,kuzyn nie stracił czasu w podróży.

— Wolałbym go nie stracić na wakacjach — rzekł Starski, znacząco spoglądając jej w oczy.

— To będzie zależało od metody odwetu — odpowiedziała panna Izabela i znowu zarumieniła się". Pierwsza rozmowa Izabeli Łęckiej z Kazimierzem Starskim w języku angielskim w towarzystwie Stanisława Wokulskiego.

„Mogłabyś też, Kaziu, już nie dręczyć tego biedaka...

- Kogóż to?

- Twego imiennika". Odjeżdżając z Zasławka, prosi K. Wąsowską o litość wobec K. Starskiego.

„Stracił ją i u panny Izabeli oświadczywszy pewnego razu, że nigdy nie ożeniłby się z „gołą panną"; raczej z Chinką albo z Japonką, byle miała kilkadziesiąt tysięcy rubli rocznie". Narrator o relacjach między Kaziem a Izabelą Łęcką.

Kazimiera Wąsowska i Kazimierz Starski

„— Ale ba!... Po babci urwało się, z Kazią zerwało się i choć w łeb sobie strzel. Wiedz pan — ciągnął Ochocki majstrując coś około wędek — że kiedyś obecna pani Wąsowska, jeszcze jako panna, miała słabość do Starskiego. Kazio i Kazia, jaka dobrana para, co?... Zdaje się, że nawet pod wpływem tej idei pani Kazia zjechała do nas przed trzema tygodniami (a ma także grosz po nieboszczyku, bodaj czy nie tyle, co prezesowa!). Byli nawet ze sobą kilka dni dobrze i nawet Kazio na rachunek posagu zrealizował nowy weksel u pachciarza, gdy wtem... coś się zepsuło... Pani Wąsowska po prostu kpi sobie z Kazia, a on tylko udaje dobrą minę. Słowem kiepsko!".

Małgorzata Pfeifer i Jan Mincel

„Małgosia z Janem siadywali w okiennej framudze i trzymając się za ręce patrzyli w niebo".

„Małgosia przytulała się do Jana (do mnie nikt się tak nie przytulał)".

„Małgosia całowała Jana, a Jan Małgosię".

„W kilka lat później Jan ożenił się z piękną Małgorzatą Pfeifer".

„Jednocześnie [w trakcie romansu ze Stanisławem Wokulskim] zaczęła kobieta dostawać jakichś płaczów i śmiechów, wymyślać mężowi, który na całe dnie uciekał z domu, i występować z pretensjami do mnie, że jestem niedołęga, że nie rozumiem życia, że przyjmuję na lokatorów ludzi podejrzanych..".

„Tymczasem Jaś Mincel, dręczony w domu przez żonę, od samego rana szedł na piwo i wracał aż wieczorem. Wynalazł nawet przysłowie: "Co tam!... Raz kozie śmierć...", które powtarzał do końca życia. "

„W tym czasie umarł Jaś Mincel".

Baron Krzeszowski i baronowa Krzeszowska

„pan baron i pani baronowa od roku prowadzą ze sobą wojnę. On chce rozwodu, na co ona się nie zgadza; ona chce przepędzić go od zarządu swoim majątkiem, na co on się nie zgadza. Ona nie pozwala mu trzymać koni, szczególniej jednego wyścigowca; a on nie pozwala jej kupić kamienicy po Łęckich, w której pani Krzeszowska mieszka i gdzie straciła córkę". Według Mraczewskiego.

„To nieszczęśliwa kobieta - przerwała pani Stawska. - Straciła córkę". Helena Stawska do Stanisława Wokulskiego.

„W pierwszej chwili prawie zlękłam się, bo ona, biedaczka, nie ma przyjemnej powierzchowności, taka blada, tak zawsze czarno ubrana, takie ma jakieś spojrzenie... Ale rozbroiła mnie w jednej chwili, kiedy zobaczywszy Helunię rozpłakała się i upadła przed nią na kolana wołając: takie było moje małe biedactwo i już nie żyje!..". Helena Stawska mówi Ignacemu Rzeckiemu o wizycie Krzeszowskiej w jej mieszkaniu.

„mąż ją porzucił..". Rządca Wirski do Ignacego Rzeckiego.

„Myślałem, że osioł Maruszewicz zbałamuci baronowę... Dopieroż miałbym spokój w domu!... Jaka byłaby ona pobłażliwa na moje drobne grzechy... Ale i cóż?... Baronowa ani myśli mi się sprzeniewierzyć". Baron Krzeszowski do Stanisława Wokulskiego.

Po powrocie barona Krzeszowska się zmieniła

„I baronowa spokorniała, bo z jednej strony boi się męża, a z drugiej studentów". Ignacy Rzecki w „Pamiętniku starego subiekta".

„Takim sposobem baronowa za swoją złość i mściwość, a Maruszewicz za intrygi, z jednej i tej samej ręki ponoszą karę" Ignacy Rzecki w „Pamiętniku starego subiekta".

„Pokazano mi dzisiaj kurierek, w którym pani baronowa Krzeszowska nazywa się jedną z najzacniejszych i najlitościwszych naszych niewiast za to, że dała dwieście rubli na jakiś przytułek". Ignacy Rzecki w „Pamiętniku starego subiekta".

Suzin o miłości

„Suzin zaśmiał się.

— Ach, ty gołąbku!... Co nie można?... Wszystko można... Ja był raz na jednej operze, jakiego to Niemca (już pozwól, a Niemcy mają rozum!), gdzie sam diabeł nie wynalazł na kobietę lepszego sposobu jak brylanty... Zaniósł jej brylantów (może być na dziesięć, może być na piętnaście tysięcy rubli), nu i wszystko dobrze...

— Co wygadujesz, Suzin!... — szepnął Wokulski, opierając głowę na ręku.

— Ach, ty pan! ach, ty bezmozgi szlachcic polski! — śmiał się Suzin. — Ot, co was gubi wszystkich Polaków, u was na wszystko: i na handel, i na politykę, i na kobiety, u was na wszystko—serce i serce...I to jest wasze głupstwo. Na wszystko ty miej kieszeń, a serce tylko dla siebie, ażeby radować się z tego, co kupisz za pieniądze. Osobliwie kobieta jest taki twór, że już u niej za serce nie wytargujesz nic, jak od Żyda za pacierze... Bo ona sobie z serca twojego zrobi umeblowanie, a przyjdzie inny bez serca, i z nim będzie kochać się, całować w twoich oczach... Ty mnie do niej poszlij, Stanisławie Piotrowiczu, a jej powiem krótkie słowo: „Ot, madamka — ty zadała co to panu szlachcicu Wokulskiemu, a wzięła jemu rozum. Oddaj jego rozum, a ja tobie dam — tuzin tuzinów katarzynek... Może mało?... Dam dwa razy tyle, i szabasz!..."

Mraczewski i Helena Stawska

„Był na Hugonotach w ósmym rzędzie krzeseł z niejaką Matyldą???". - zapisek I. Rzeckiego dotyczący Mraczewskiego;

„No, i pan w jego wieku latałeś za spódniczkami" Lisiecki do Ignacego Rzeckiego o Mraczewskim;

Sam Mraczewski o sobie w rozmowie z Lisieckim po zakupach Izabeli Łęckiej w sklepie Stanisława Wokulskiego „Matyldy są na co dzień, damy na święta. Ale Iza będzie największym świętem".

„Pani, są rzeczy, których się nigdy nie zapomina. Jeżeli jednak rozkazuje pani pięć i trzy czwarte, będę służył w nadziei, że niebawem znowu zaszczyci nas pani swoją obecnością. Bo rękawiczki pięć i trzy czwarte - dodał z lekkim westchnieniem, podsuwając jej kilka innych pudełek - stanowczo zsuną się z rączek..". Jest przy tym bardzo uprzejmy wobec Izabeli Łęckiej.

„on jest bezczelnie głupi i zapewne dlatego podoba się kobietom". Myśli Stanisława Wokulskiego są wypowiedziane w złości i zazdrości (po zakupach Izabeli i rozmowie z nią).

„Jestem pewny - mówił - że za parę dni otrzymam wonny bilecik. Potem - pierwsza schadzka, potem: " dla pana łamię zasady, w jakich mnie wychowano „, a potem: " czy nie gardzisz mną?" Chwila wcześniej jest bardzo rozkoszną, ale w chwilę później człowiek jest tak zakłopotany..". - Mraczewski do Lisieckiego po zakupach Izabeli Łęckiej w sklepie Stanisława Wokulskiego.

„Był w Paryżu, potem w Lyonie; z Lyonu wpadł pod Częstochowę do pani Stawskiej i z nią przyjechał do Warszawy. Potem odwiózł ją pod Częstochowę, siedział z tydzień i podobno pomógł jej do urządzenia sklepu. Następnie poleciał aż do Moskwy, stamtąd znowu wrócił pod Częstochowę, do pani Stawskiej, znowu u niej siedział trochę i obecnie jest u mnie". I. Rzecki napisał w „Pamiętniku starego subiekta".

„Mraczewski twierdzi, że Suzin wcale nie telegrafował do Wokulskiego, a przy tym jest pewny, że Wokulski zerwał z panną Łęcką. Musiał nawet coś mówić pani Stawskiej, gdyż ten anioł, nie kobieta, będąc przed paroma tygodniami w Warszawie, raczyła mnie odwiedzić i mocno wypytywała się o Stacha". I. Rzecki w „Pamiętniku starego subiekta".

„a gdym upadł przed nią na kolana i przysiągłem, że ją kocham... rozbeczała się!... Ach, panie Ignacy, te łzy... zupełnie straciłem głowę, zupełnie... Gdyby raz tego jej męża diabli wzięli albo gdybym miał pieniądze na rozwód... Panie Ignacy!... po tygodniu życia z tą kobietą albo umarłbym, albo jeździłbym wózkiem... Tak, panie... Dziś dopiero czuję, jak ją kocham". Ignacy Rzecki w „Pamiętniku starego subiekta" przywołuje słowa Mraczewskiego.

„on mówi, że byle człowiek odłożył pierwszy tysiąc rubli, a jeszcze poznał taką piękną kobietę jak Stawska, zaraz polityka wywietrzeje mu z głowy". Słowa Ignacego Rzeckiego do Stanisława Wokulskiego.

„Mraczewski, oto była perła!... Piękny, paplał po francusku, a jak on spoglądał na klientki, jak podkręcał wąsy!... Ten zrobi interes na świecie i zdmuchnie ci panią Stawską... Zobaczysz!..". I. Rzecki do Stanisława Wokulskiego.

„oświadczył się pani Stawskiej i po krótkim wahaniu został przyjęty. Gdyby, jak projektuje sobie Mraczewski, otworzyli sklep w Warszawie, wszedłbym do spółki i przy nich bym zamieszkał. I mój Boże! niańczyłbym dzieci Mraczewskiego, choć myślałem, że podobny urząd mógłbym pełnić tylko przy dzieciach Stacha..". I. Rzecki w „Pamiętniku starego subiekta".

Prezesowa Zasławska i Stanisław Wokulski (wuj)

„— Siądź, proszę cię — rzekła prezesowa wskazując mu krzesło obok. — Stanisław ci na imię, tak?... A, z którychże to Wokulskich?...

— Z tych... nie znanych nikomu — odparł — a najmniej chyba pani.

— A nie służyłże twój ojciec w wojsku?

— Ojciec nie, tylko stryj.

— I gdzież to on służył, nie pamiętasz?... Czy nie było mu na imię także Stanisław?

— Tak, Stanisław. Był porucznikiem, a później kapitanem w siódmym pułku liniowym...

— W pierwszej brygadzie, drugiej dywizji — przerwała prezesowa. — Widzisz, moje dziecko, że nie jesteś mi tak nie znany... Żyjeż on jeszcze?...

— Umarł przed pięcioma laty.

Prezesowej zaczęły drżeć ręce. Otworzyła mały flakonik i powąchała go.

— Umarł, powiadasz?... Wieczny mu odpoczynek!... Umarł... A nie zostałaż ci jaka po nim pamiątka?

— Złoty krzyż...

— Tak, złoty krzyż... I nicże więcej?

— Miniatura stryja z roku 1828, malowana na kości słoniowej.

Prezesowa coraz częściej podnosiła flakonik; ręce drżały jej coraz silniej.

— Miniatura... — powtórzyła. — A wieszże, kto ją malował?... I nicże więcej nie zostało?

— Była jeszcze paczka papierów i jakaś druga miniatura...

— Coże się z nimi dzieje?... — nalegała coraz niespokojniej prezesowa.

— Te przedmioty stryj sam opieczętował na kilka dni przed śmiercią i kazał włożyć je do swojej trumny.

— A... a!... — szepnęła staruszka i rzewnie się rozpłakała. [...]

— Proszę cię — zaczęła prezesowa — mówisz, że stryj twój umarł. Gdzieże on, biedak, pochowany?

— W Zasławiu, gdzie mieszkał od powrotu z emigracji.

Prezesowa znowu podniosła chustkę do oczu.

— Doprawdy?... Ach, ja niewdzięczna!... Byłżeś kiedy u niego?... Nie mówiłże ci

nic... Nie oprowadzał cię?... Wszakże tam, na górze, są ruiny zamku, prawda? Stojąż one jeszcze?

— Tam właśnie, do zamku, stryj co dzień chodził na spacer i całe godziny przesiadywaliśmy z nim na dużym kamieniu...

— Patrzajże?... Znam ten kamień; siedzieliśmy wtedy oboje na nim i patrzyliśmy to na rzekę, to na obłoki, których bieg niepowrotny uczył nas, że tak ucieka szczęście. Czuję to dopiero dzisiaj. A studnia jestże w zamku i zawsze głęboka?

— Bardzo głęboka. Tylko trafić do niej trudno, bo wejście zamaskowały gruzy. Dopiero stryj mi ją pokazał.

— Wieszże ty — mówiła prezesowa — że w chwili ostatniego z nim pożegnania myśleliśmy: czy by się do tej studni nie rzucić? Nikt by nas tam nie odszukał i na wieki zostalibyśmy razem. Zwyczajnie — szalona młodość...

Otarła oczy i ciągnęła dalej:

— Bardzo... bardzo lubiłam go, a myślę, że i on mnie trochę... kiedy tak pamiętał wszystko. Ale on był ubożuchny oficer, a ja na nieszczęście bogata, i do tego jeszcze bliska krewna dwu jenerałów. No i rozdzielono nas... Może też byliśmy zanadto cnotliwi... Ale cicho!... cicho... — dodała śmiejąc się i płacząc. — Takie rzeczy wolno mówić kobietom dopiero w siódmym krzyżyku.

Łkanie przerwało jej mowę. Powąchała swój flakonik, odpoczęła i zaczęła znowu:

— Bywają wielkie zbrodnie na świecie, ale chyba największą jest zabić miłość. Tyle lat upłynęło, prawie pół wieku; wszystko przeszło: majątek, tytuły, młodość, szczęście... Sam tylko żal nie przeszedł i pozostał, mówię ci, taki świeży, jakby to było wczoraj. Ach, gdyby nie wiara, że jest inny świat, w którym podobno wynagrodzą tutejsze krzywdy, kto wie, czy nie przeklęłoby się i życia, i jego konwenansów... Ale ty mnie nie rozumiesz, bo wy dziś macie mocniejsze głowy, lecz zimniejsze aniżeli my serca". Rozmowa prezesowej Zasławskiej podczas pierwszego spotkania ze Stanisławem Wokulskim.

Ewelina Janocka i baron Dalski

„Oświadczyłem się pannie Ewelinie Janockiej, wnuczce prezesowej... " Arystokrata do Stanisława Wokulskiego.

„Kiedym ją, panie, poznał, wydała mi się zimna jak posąg i tylko zajęta strojami. Dopiero dziś widzę, jakie to skarby uczuć...Stroić się lubi jak każda kobieta, ale cóż to za rozum!..". Dalski do Wokulskiego.

„ona robi na mnie takie wrażenie, że nie wiem, czy ośmielę się kiedykolwiek pieścić ją... chcę tylko modlić się do niej... Po prostu panie, klęczałbym u jej nóg i patrzył w oczy, szczęśliwy, gdyby mi pozwoliła, panie, pocałować brzeg swojej sukni..". Dalski zwierza się S. Wokulskiemu.

„Uważa pan, szanowny panie Wokulski, ja czasami myślę, nie z własnego doświadczenia, bo moja narzeczona jest najszlachetniejszą kobietą... ale czasami myślę, że kobiety to nas niekiedy zwodzą..". Dalski do S. Wokulskiego.

„Spostrzegła to, odpowiedziała mu pogardliwym wejrzeniem i nagle z bezbrzeżnego smutku przeszła do dziecinnej wesołości. Sama podała rękę baronowi do nowego pocałunku, a nawet niechcący potrąciła go nóżką. Jej wielbiciel był tak wzruszony, że pobladł i posiniały mu usta". Reakcja Eweliny Janockiej na spojrzenie Stanisława Wokulskiego.

„Tak, to jest dziwna dziewczyna - mówiła prezesowa - i powiem ci, że zaczynam tracić dla niej serce". Prezesowa Zasławska do Stanisława Wokulskiego, gdy rozmawia o małżeństwie Eweliny Janockiej z Baronem Dalskim.

„Czasem zdaje mi się, że wolałabym w grobie leżeć... - szepnęła panna Ewelina.

- Odwagi... odwagi... - odpowiedział jej tym samym tonem Starski". Scena podsłuchana przez Stanisława Wokulskiego w drodze na folwark po rozmowie o roli pieniądza w życiu człowieka.

„Każda z nas szuka w życiu miłości, kto mi zaś zaręczy, że spotkam drugą, podobną do tej?... Są ludzie młodsi od niego, przystojniejsi, może nawet zdolniejsi; żaden z nich jednak nie powiedział mi z tak serdecznym zapałem, że ostatnie szczęście jego życia jest w moim ręku. Czy można się temu oprzeć, choćby nawet zezwolenie z naszej strony wymagało pewnej ofiary, niech pan sam powie?" Rozmowa Eweliny Janockiej ze Stanisławem Wokulskim.

„panna oszukująca narzeczonego jest zupełnie nowym zjawiskiem..". Stanisław Wokulski w myślach o Ewelinie Janockiej.

„w Ewelinie nie zbudził się jeszcze ani rozum, ani serce; wszystko w niej śpi... A tymczasem baron widzi w niej bóstwo i durzy się, biedak, że ona go kocha! " Rozmowa Prezesowej Zasławskiej ze Stanisławem Wokulskim.

„Czy ja mu raz dawałam do zrozumienia, że Ewelina dziś jest tylko zepsute dziecko i lalka? Może kiedyś coś z niej wyrośnie, ale w tej chwili!... akurat Starski dla niej dobry. " Rozmowa Prezesowej Zasławskiej ze Stanisławem Wokulskim.

„Wzięli się z panią baronową pod ręce, patrzyli na nasz kamień, ale więcej gadali ze sobą i chichotali". Węgiełek do Stanisława Wokulskiego opisuje schadzkę Eweliny i Kazimierza Starskiego.

„Widziałem, jaśnie panie, poszła w krzaki z panem Starskim. Już mu zabrakło pieniędzy na kupowanie dziewcząt, to teraz chwyta się mężatek..". Węgiełek do barona Dalskiego, gdy szukał żony.

„baron przed dziesięcioma dniami strzelał się ze Starskim i dostał kulą po wierzchu żeber... Mówię panu, jakby mu kto hakiem rozdarł skórę od prawej do lewej strony piersi... zły stary, wrzeszczy, wymyśla, gorączkuje, ale żonie kazał natychmiast wyjechać do familii i jestem pewny, że jej nie przyjmie..". Julian Ochocki do Stanisława Wokulskiego.

„baron stanowczo rozwodzi się ze swoją ubóstwianą małżonką (słyszałeś pan ?...)". Julian Ochocki do Stanisława Wokulskiego.

Maria i Węgiełek

„Ledwiem tu przyjechał z łaski pańskiej, zaraz Wysocka mówi do mnie: „Uważaj, młody, bo ona się puszczała..." Takim sposobem od pierwszego dnia wiedziałem, co ona za jedna; okpistwa ze mną nie robiła żadnego.

— I jakże się stało, że chcesz żenić się z nią?

— Bóg wie, panie, ani tak, ani owak. Nawet z początku to śmiałem się z niej i jak kto przechodził za oknem, mówiłem: „Pewno i ten znajomy panny Marianny, boś panna nie z jednego pieca chleb jadła". A ona nic, tylko spuści głowę, kręci maszyną, aż warczy, i ognie jej na twarz biją.

Później spostrzegłem się, że mi ktoś łata bieliznę; więc na Boże Narodzenie kupiłem jej za dziesięć złotych parasol, a ona sześć chustek perkalowych z moim nazwiskiem.

A Wysocka mówi: „Nie daj się, młody, bo to probantka⁸⁷⁹!..." Więcem se do głowy nie dopuszczał, choć gdyby nie była ladaco, już bym się w zapusty ożenił.

Akurat w Popielec Wysocki rozpowiedział mi, jak się z nią zrobił ten interes, niby z panną Marianną. Zgodziła ją jakaś pani w aksamitach do służby, no i miała służbę, niech ręka boska broni! Coraz chce uciekać, ale ją łapią i mówią: „Albo siedź tu, albo oddamy cię do kryminału za złodziejstwo". „Cóżem ja ukradła?" — ona mówi. „Nasze dochody, psiawiaro!" — oni krzyczą. I tak by siedziała (rozpowiadał Wysocki) do sądnego dnia, gdyby jej pan Wokulski nie zobaczył w kościele. Wtedy ją wykupił i wyratował.

— Mów dalej, mów — odezwał się Wokulski spostrzegłszy, że Węgiełek waha się.

— Zaraz mnie tknęło — ciągnął Węgiełek — że to nie żadne łajdactwo, tylko nieszczęście. I pytam się Wysockiego: „Ożeniłby się pan z panną Marianną?" „I z jedną babą jest utrapienie" — on mówi. „Ale żeby pan Wysocki był w kawalerskiej kondycji, to co?" „Eh — mówi — kiedy już nie mam ciekawości do kobiet". Widząc ja, że stary nie chce gadać, takem go zaklął, że mi w końcu powiedział: „Nie ożeniłbym się, bo nie miałbym przekonania, że się w niej stary obyczaj nie odezwie. Kobieta jak dobra, to dobra, ale jak się rozwydrzy, niczym diabeł.

Tymczasem na początku świętego postu zesłał Pan Bóg miłosierny na mnie takiego bolaka, żem musiał leżeć w domu, i jeszcze doktór mnie pokrajał. Aż tu panna i Marianna jak nie zacznie do mnie chodzić, łóżko prześciełać, pokrajanie mi opatrywać..". Gdy zachorował w Warszawie, Marianna się nim opiekowała.

„Wie pani Wysocka co, może ja się z panną Marianną ożenię..".

„Dobra kobieta, wielmożny panie, ale... Wreszcie przed panem powiem jak przed Bogiem... Trochę nam już nie tak..". Węgiełek mówi do S. Wokulskiego.

„Wiem przecie, kogo wziąłem, alem był spokojny, bo kobieta dobra, cicha, pracowita i przywiązana do mnie jak ten pies. No, ale co z tego?.. Dopótym był spokojny, dopókim nie zobaczył jej dawnego gacha czy jak tam..". Bohater do S. Wokulskiego po tym, jak zobaczył jak Kazimierz Starski potraktował jego żonę.

„„Co ci to, Maryś?..." — mówię. A ona: „Nic mi..." A tymczasem pani baronowa i ten bisurman [Starski] zbiegli z górki zamkowej i poszli między leszczynę. „Co ci to?... — mówię jeszcze raz do Marysi. — Ino mi gadaj prawdę, bom zmiarkował, że się z tym cholerą znasz..." A ona siadła na ziemi i w płacz: „Żeby go Bóg skarał! — mówi — przecie on najpierwszy mnie zgubił..."

Wokulski przymknął oczy, Węgiełek zirytowanym głosem opowiadał:

— Jakem to usłyszał, wielmożny panie, myślałem, że polecę za nim i choć przy pani baronowej, nogami go zabiję na miejscu. Taki mnie żal zdjął. Ale wnet przyszło mi do głowy: „Po cóżeś się, durny, z nią ożenił? Wiedziałeś przecie, co za jedna..." I w tym momencie serce mi zemdlało, żem się nawet bał zejść z górki, a na żonę wcalem nie spojrzał. Ona mówi: „Gniewasz się?..." A ja: „Pewnieście się tu spotykali?..." „Bogiem się świadczę — ona odpowiada — żem go tylko wtedy widziała..." „I dobrzeście się sobie przypatrzyli!... — ja mówię. — Bodajem był pierwej oślepł, nimem na cię spojrzał; bodajem zdechł, niżem się z tobą poznał..." A ona pyta się z płaczem: „Za co się gniewasz?..."

Ja jej wtedy powiedziałem, pierwszy i ostatni raz: „Świnia jesteś, i tyle..." — bom już nie mógł wytrzymać".

„Ot, takie jest moje życie, wielmożny panie. Byłem spokojny, dopóki mnie zobaczył jednego gacha; ale teraz na kogo spojrzę, wydaje mi się, że i on mój szwagier... A od żony, choć jej o tym nie gadam, to tak mnie odpycha... tak mnie odpycha, jakby co między mną i nią stało... Nawet pocałować jej nie mogę po dawnemu i żeby nie święta przysięga, to mówię panu, już bym porzucił dom i leciał gdzie na cztery strony... A wszystko tylko z tego idzie, żem do niej przywiązany. Bo żebym ja jej nie lubił, to co mi tam!...Gospodyni staranna, dobrze gotuje, pięknie szyje i w domu cichutka jak pajęczyna. Niechby tam miała gachów.

Ale żem ją lubił, więc przez to taki mam żal i złość, że się we mnie wszystko pali na popiół... Węgiełek drżał z gniewu.

— Z początku, wielmożny panie, jakeśmy się pobrali, tom ino wyglądał dzieci. Ale dziś to mnie strach bierze, ażebym zamiast mojego dziecka nie zobaczył gachowego. Bo przecie wiadomo, że jak wyżlica ma raz szczenięta z kundlem, to później żebyś jej dawał wyżły najlepsze, zawsze się odezwie kundel w pomiocie, widać przez zapatrzenie...". Bohater zwraca się do S. Wokulskiego.

„Wielmożny panie! — pisał Węgiełek. — Najpierwej dziękujemy wielmożnemu panu za pamięć o nas i za te pięćset rubli, którymi nas wielmożny pan znowu obdarzył, i za wszystkie dobrodziejstwa, które otrzymaliśmy z jego szczodrobliwej ręki, dziękujemy: matka moja, żona moja i ja... Po drugie zaś wszyscy troje zapytujemy się o zdrowie i życie wielmożnego pana i czy pan szczęśliwie do dom powrócił. Pewno, że tak jest, bo inaczej nie wysłałby nam pan swego wspaniałego daru. Tylko żona moja jest bardzo o wielmożnego pana niespokojna i po nocach nie sypia, a nawet chciała, ażebym sam do Warszawy pojechał, zwyczajnie jak kobieta. [...] Ale moja żona, kobiecym obyczajem, wciąż się niepokoi... Więc dlatego pokornie upraszam wielmożnego pana ażeby nam dał znać o sobie, że żyje i że zdrów jest..." Fragmenty listu Węgiełka do S. Wokulskiego.

Doktor Szuman i narzeczona

„Żeń się; jedyny to ratunek na twoją chorobę". Doktor Szuman radzi Wokulskiemu jak się wyleczyć z miłości.

„Bo mi narzeczona umarła". Doktor Szuman o przyczynach swego kawalerstwa.

„otrułem się chloroformem. Było to na prowincji. Ale Bóg zesłał dobrego kolegę, który wysadził drzwi i uratował mnie" Nieudane samobójstwo z miłości.

„Miał nawet ochrzcić się, gdyż zakochał się w chrześcijance; ale że umarła, więc dał spokój. Mówią nawet, że truł się z żalu, ale go odratowano. Dziś całkiem porzucił praktykę lekarską, ma spory majątek i tylko zajmuje się badaniem ludzi czy też ich włosów. Mały, żółty, ma przejmujące spojrzenie, przed którym trudno by coś ukryć. A że zna się ze Stachem od dawna, więc musi wiedzieć wszystkie jego tajemnice". Opis Szumana z pamiętnika Ignacego Rzeckiego.

„Miłość jest rzeczą zwyczajną wobec natury, a nawet, jeżeli chcesz, wobec Boga. Ale wasza głupia cywilizacja, oparta na poglądach rzymskich, dawno już zmarłych i pogrzebanych, na interesach papiestwa, na trubadurach, ascetyzmie, kastowości i tym podobnych badaniach, z naturalnego uczucia zrobiła... wiesz co?... Zrobiła nerwową chorobę!... Wasza niby to miłość rycersko - kościelno - romantyczna jest naprawdę obrzydliwym handlem opartym na oszustwie, które bardzo słusznie karze się dożywotnimi galerami, zwanymi małżeństwem. Biada jednak tym, co na podobny jarmark przynoszą serca... Ile on pochłania czasu, pracy, zdolności, ba! nawet egzystencyj... Znam to dobrze - mówił dalej, zadyszany z gniewu - bo choć jestem Żydem i zostanę nim do końca życia, wychowałem się jednak między waszymi, a nawet zaręczyłem się z chrześcijanką...No i tyle nam porobiono udogodnień w naszych zamiarach, tak czule zaopiekowano się nami w imię religii, moralności, tradycji i już nie wiem czego, że ona umarła, a ja próbowałem się otruć... Ja, taki mądry, taki łysy!...". Szuman w rozmowie z Ignacym Rzeckim po wyjeździe S. Wokulskiego do Paryża.

„nawet między zwierzętami nie znajdziesz tak podłych bydląt jak ludzie. W całej naturze samiec należy do tej samicy, która mu się podoba i której on się podoba. Toteż u bydląt nie ma idiotów. Ale u nas!... Jestem Żyd, więc nie wolno mi kochać chrześcijanki... On jest kupiec, więc niema prawa do hrabianki... A ty, który nie posiadasz pieniędzy, nie masz praw do żadnej zgoła kobiety... Podła wasza cywilizacja!..". Szuman w rozmowie z Ignacym Rzeckim po wyjeździe S. Wokulskiego do Paryża.

„Tysiąc centnarów śniegu, rozdzielonego na płatki, tylko przysypują ziemię nie szkodząc najmniejszej trawce; ale sto centnarów śniegu zbitych w jedną lawinę burzy chałupy i zabija ludzi. Gdyby Wokulski kochał się przez całe życie co tydzień w innej, wyglądałby jak pączek, miałby swobodną myśl i mógłby zrobić wiele dobrego na świecie. Ale on, jak skąpiec, gromadził kapitały sercowe, no i widzimy skutek tej oszczędności. Miłość jest wtedy piękną, kiedy ma wdzięki motyla; ale gdy po długim letargu obudzi się jak tygrys, dziękuję za zabawę!... Co innego człowiek z dobrym apetytem, a co innego ten, któremu głód skręca wnętrzności... " Szuman w rozmowie z Ignacym Rzeckim po wyjeździe S. Wokulskiego do Paryża.

„A nasze znowu kobiety są owocem klerykalno - feudalno - poetyckiej teorii miłości, która jest obelgą dla higieny i zdrowego rozsądku... " Szuman w rozmowie z Ignacym Rzeckim po wyjeździe S. Wokulskiego do Paryża.