Topos miłości w modernizmie (Młodej Polsce)

W trakcie opracowywania zagadnienia zapoznaj się z opracowaniami i wykorzystaj wskazywane w nich konteksty:

opracowanie modernizmu; opracowanie modernizmu - wersja minimum;

opracowanie Wesela;

 

Motyw miłości w poezji modernistycznej

Wybierz wiersz do analizy z listy lub zaproponuj własny.

  1. Stanisław Brzozowski: O przyjdź!
  2. K. Tetmajer: Lubię, kiedy kobieta
  3. K. Tetmajer: Ja, kiedy usta

Stanisław Wyspiański, Wesele, 1901

SCENA 5.

MARYSIA, WIDMO.

WIDMO

Miałem ci być poślubiony,

moja ślubna ty.

MARYSIA

Bywałeś mój narzeczony,

przyrzekałeś mi.

WIDMO

Byłaś dla mnie słońce złote,

w moim domku zimno mnie. [...]

MARYSIA

Miałam ci być poślubiona

i mój ślubny ty.

WIDMO

Maryś, Maryś, narzeczona,

długie moje sny.

MARYSIA

Ka ty mieszkasz, kaś ty jest?

Jechałeś do obcych miest,

czekałam cie długo, długo

i nie doczekałam sie.

Kaś ty jest, kajś ty jest,

gdzie ty mieszkasz, gdzie?

WIDMO

Goniłem do różnych miest,

rozhulaniec, pędziwiatr,

ażem gdziesi w ziemię wpad,

gdzie mnie toczy gad. [...]

MARYSIA

Ka twój grób, ka twój grób?

Pono gdziesi za daleko,

nie dobiegnie, nie doleci...

(Ona przesłania oczy ręką, on zaś jej, nagły, dłoń odrywa). [...]

WIDMO

Skłońże ku mnie główkę, skłoń.

MARYSIA

Hańśmy stoli w dłoni dłoń -

szedł od ciebie swat.

WIDMO

Dawno, dawno, tyle lat. [...]

MARYSIA

Takie zimno wieje z ust...

WIDMO

Przytul mnie do twoich chust,

przytul mnie do piersi, rąk...

MARYSIA

Nie chytaj sie moich wstąg,

taki wieje trupi ciąg.

WIDMO

Kochaj...!

MARYSIA

Precz, nie sięgaj lic

WIDMO

Nie broń mi się - nic to, nic...

MARYSIA

Zimnem dołu wieje strój,

ty nie mój, ty nie mój! [...]

SCENA 11.
KSIĄDZ, PAN MŁODY, PANNA MŁODA.

KSIĄDZ
zwracam się do panny młody,pijąc do pana młodego
PANNA MŁODAcóz takiego, cóz takiego,

KSIĄDZ

może, hm, po pewnym czasie,bo to człowiek jest człowiekiem,ot przykładem tylu ludzi, —bo to człowiek jest człowiekiem,usiada się tylko z wiekiem

PANNA MŁODA

niby jak to kwaśne mliko

KSIĄDZ

wyście młodzi, wyście młodzi,choć się dzisiaj wszystko godzi,przyjdzie czas, co was ochłodzi

PAN MŁODY

Dzięki, niech się ksiądz nie trudzi,niech nie trudzi się dobrodziej,wdał się Pan Bóg już w tę sprawęi ten wszystko załagodzi;byliśmy rano w kościele,braliśmy ślub u ołtarza

KSIĄDZ

no, ale to tak się zdarza;ogromnie przypadków wielei przypomnieć pożytecznie

PAN MŁODY

Podziękujże za obawę
PANNA MŁODAZdarłabym jej łeb, jak krosna

PAN MŁODY

a kocha, bo jest zazdrosna

KSIĄDZ

ach, kolorowa bajecznie![1]

SCENA 12.
PAN MŁODY, PANNA MŁODA.

PAN MŁODY

Kochasz ty mnie

PANNA MŁODA

moze, moze, —cięgiem ino godos o tem

PAN MŁODY

bo mi serce wali młotem,bo mi w głowie huczy, szumi,...moja Jaguś, toś ty moja

PANNA MŁODA

twoja, jak trza, juści twoja;bo cóż cie ta znów tak dumi,cięgiem ino godos o tem

PAN MŁODY

a ty z twoim sercem złotemnie zgadniesz dziewczyno-żono,jak mi serce wali młotem,jak cie widzę z tą koroną,z tą koroną świecidełek,w tym rozmaitym gorsecie,jak lalkę dobytą z pudełekw Sukiennicach, w gabilotce:zapaseczka, gors, spódnica,warkocze we wstążek splotce;że to moje, że to własne,że tak światłem gorą lica

PANNA MŁODA

buciki mom troche ciasne

PAN MŁODY

a to zezuj, moja złota

PANNA MŁODA

ze sewcem tako robota

PAN MŁODY

tańcuj boso

PANNA MŁODA

panna młodo?!Cóz ta znowu, to nimozno

PAN MŁODY

co się męczyć? w jakim celu?

PANNA MŁODA

trza być w butach na weselu

Emil Zola, Nana, 1980

Fragment 1.

Zapanowało milczenie. Pani Juliuszowa zauważyła pęknięty szew na prawej nogawce majtek. Odpięła z sukni szpilkę, uklękła przed Naną, która tymczasem, zdając się tego nie widzieć, starannie obsypywała się ryżowym pudrem i uważała, by nim nie posypać policzków. Ale kiedy książę powiedział, że gdyby przyjechała na występy do Londynu, cała Anglia by ją oklaskiwała, roześmiała się uprzejmie i odwróciła na moment, ukazując bielutki lewy policzek osłonięty obłokiem pudru.

Potem nagle spoważniała, chodziło bowiem o nałożenie różu. Znowu zbliżając twarz do lustra maczała palec w słoiku, a potem kładła róż pod oczami i powoli rozciągała go aż do skroni.

Panowie, pełni szacunku, siedzieli w milczeniu. Hrabia Muffat nie otworzył jeszcze ust. Nie mógł się oprzeć myśli o swej młodości. W dzieciństwie nie zaznał serdecznych uczuć. Później, jako szesnastoletni już chłopak, gdy codziennie wieczorem całował matkę, zasypiał pod wrażeniem lodowatości tego pocałunku. Pewnego dnia zobaczył przelotnie przez uchylone drzwi, jak się myła służąca. I to było jedyne wspomnienie, które go niepokoiło od wieku dojrzewania aż do małżeństwa. Potem dostał żonę spełniającą sumiennie obowiązki małżeńskie.

On sam miał dla tych rzeczy coś w rodzaju nabożnego wstrętu. Dorastał i starzał się nie znając swego ciała, poddany surowym praktykom religijnym, ułożywszy sobie życie według przepisów i praw. I nagle oto znalazł się w garderobie aktorki, przy tej nagiej dziewce. On,

który nigdy nie widział, jak hrabina Muffat zakłada podwiązki asystował przy intymnych szczegółach kobiecej toalety, w garderobie pełnej słoików i miednic, wśród mocnych i mdłych zapachów. Buntowała się cała jego istota, przerażało go to, że Nana od jakiegoś czasu

brała go powoli w posiadanie. Przypomniał sobie nabożne lektury, wypadki opętania, o których opowiadano mu w dzieciństwie. Wierzył w diabła. Nana rysowała się niewyraźnie jako diabeł ─ ze swym śmiechem, grzesznymi piersiami i grzesznym tyłkiem. Lecz obiecywał

sobie, że będzie silny i potrafi się bronić.

─ A zatem sprawa załatwiona ─ mówił książę rozparłszy się wygodnie na kanapie. ─ W przyszłym roku przyjeżdża pani do Londynu i przyjmiemy tam panią tak, że już nigdy nie wróci pani do Francji... Ach! Drogi hrabio, wy tu nie umiecie należycie cenić swych ładnych

kobiet. Zabierzemy wam wszystkie.

─ On się tym zbytnio nie przejmie ─ szepnął złośliwie markiz de Chouard wpadając w ton zażyłości. ─ Hrabia to chodząca cnota.

Słysząc, jak mówią o jego cnocie, Nana spojrzała na hrabiego tak zabawnie, że Muffat odczuł dużą przykrość. To go zaskoczyło i był zły na siebie. Dlaczego wobec tej dziewki krępowała go myśl, że jest cnotliwy? Chętnie by ją zbił. Lecz Nana, chcąc wziąć do ręki pędzelek, upuściła go na podłogę. Gdy się schyliła, on rzucił się, by go podnieść. Spotkały się ich oddechy, rozpuszczone włosy Wenus musnęły mu ręce. Poczuł rozkosz zmysłową, a zarazem wyrzuty sumienia; rozkosz, jakiej nieraz doznaje katolik, dla którego strach przed piekłem stanowi właśnie podnietę do grzechu.

 

Fragment 2.

Raptem Fauchery spytał:

─ Powiedz, czy hrabina z kimś sypia?

─ Ach nie, nie, mój drogi, gdzież tam ─ wybełkotał Hektor wyraźnie zbity z tropu i już bez

żadnej pozy. [...]

Nie, nie sypiała z nikim, to było oczywiste. Wystarczyło spojrzeć na nią” jak obojętnie i sztywno siedziała na taborecie obok swej córki. Grobowy salon, wydzielający woń kościelną, pozwalał się domyślać, jak ciężki i surowy tryb życia przytłaczał tę kobietę. W tym staro-

świeckim mieszkaniu, czarnym od wilgoci, nie było znać jej ręki. Narzucał się tu i panował Muffat ze swym dewocyjnym wychowaniem, ze swymi pokutami i postami. Ale ostatecznym argumentem był dla niego widok starca o odrażających zębach i cynicznym uśmiechu, którego zauważył nagle w fotelu, za paniami. Znał tę postać. Był to Teofil Venot, dawny adwokat, którego specjalnością były procesy kościelne. Z dużym majątkiem wycofał się z praktyki i wiódł życie dość tajemnicze, wszędzie przyjmowany z honorami; nawet trochę się go obawiano, jakby reprezentował jakąś wielką siłę, siłę tajemną, którą w nim wyczuwano. Zresztą robił wrażenie człowieka bardzo skromnego, był prowizorem w kościele Św. Magdaleny i pełnił funkcje zastępcy prawnego w merostwie dziewiątej dzielnicy, by ─ jak mawiał ─ zabić wolny czas. No! no! Hrabina jest nieźle obstawiona. Nie da się tu nic zrobić. […]

Potem już razem porównywali Nanę z hrabiną. Dopatrzyli się pewnego podobieństwa w linii brody i ust. Tylko oczy zupełnie inne. Poza tym Nana ma wygląd łatwej dziewki, a o hrabinie trudno coś powiedzieć; jakby kotka, co śpi ze schowanymi pazurkami, z łapkami drgającymi nerwowo.

─ Ale mimo wszystko chętnie bym się z nią przespał ─ oświadczył Fauchery.

Vandeuvres rozbierał ją wzrokiem.

─ Tak, mimo wszystko ─ rzekł. ─ Ale, wie pan, mam zastrzeżenia co do jej ud. Założę się,

że ona nie ma ud!