Topos widzenia w modernizmie (Młodej Polsce)

W trakcie opracowywania zagadnienia zapoznaj się z opracowaniami i wykorzystaj wskazywane w nich konteksty:

opracowanie modernizmu; opracowanie modernizmu - wersja minimum;

opracowanie Wesela;

Stanisław Wyspiański: Wesele. AKT II

Wesele, SCENA 5.

MARYSIA, WIDMO.

WIDMO

Miałem ci być poślubiony,

moja ślubna ty.

MARYSIA

Bywałeś mój narzeczony,

przyrzekałeś mi.

WIDMO

Byłaś dla mnie słońce złote,

w moim domku zimno mnie.

MARYSIA

Mróz jakisi od wos wionie,

zimnem ubiór dmie.

WIDMO

Ogniem, żarem lico płonie,

zaś krew w tobie wre.

MARYSIA

Miałam ci być poślubiona

i mój ślubny ty.

WIDMO

Maryś, Maryś, narzeczona,

długie moje sny.

MARYSIA

Ka ty mieszkasz, kaś ty jest?

Jechałeś do obcych miest,

czekałam cie długo, długo

i nie doczekałam sie.

Kaś ty jest, kajś ty jest,

gdzie ty mieszkasz, gdzie?

WIDMO

Goniłem do różnych miest,

rozhulaniec, pędziwiatr,

ażem gdziesi w ziemię wpad,

gdzie mnie toczy gad.

MARYSIA

O mój Boze, Boze mój,

to juz ciebie tocy gad.

WIDMO

Zwabiło mnie echo z Tatr,

otom jest, otom jest,

zwabiły mnie głosy z chat,

do myśli mi przyszedł gest

przypomnieć się z dawnych lat;

domek mój, podobnoś grób,

nie jestem wymagający,

przeszedłem niejedną z prób,

ale żebym ja był trup,

nie wierz, Maryś, bo to kłam;

żywie Duch, żywie Duch,

wytężyłem cały słuch,

zwabiły mnie głosy z chat.

MARYSIA

Ka twój grób, ka twój grób?

Pono gdziesi za daleko,

nie dobiegnie, nie doleci...

(Ona przesłania oczy ręką, on zaś jej, nagły, dłoń odrywa).

WIDMO

Łzy mnie palą, łzy mnie pieką,

licho bierz grób mój,

otom jest, otom twój;

czy pamiętasz jeszcze dzień;

jak nas gruszy cienił cień,

tu w tym sadzie, na zieleni,

śród połednia, śród promieni,

przy mnie stałaś: w dłoni dłoń - ?

MARYSIA

Dawno, dawno, tyle lat.

WIDMO

Skłońże ku mnie główkę, skłoń.

MARYSIA

Hańśmy stoli w dłoni dłoń -

szedł od ciebie swat.

WIDMO

Dawno, dawno, tyle lat.

MARYSIA

Miałabym tylo wesele,

co jak dziś, jak to dziś.

WIDMO

Potańcujmy raz dokoła,

potem zaś znów mus mnie iść

MARYSIA

Som tu twoi przyjaciele,

ostań chwile.

WIDMO

Raz dokoła,

- - - - - - - - - - - - -

potem to już mus mnie iść:

mus mnie woła, mus mnie woła.

MARYSIA

Ano dziś nasze wesele;

raz dokoła, raz dokoła.

WIDMO

Taki smutek idzie z czoła...

MARYSIA

Takie zimno wieje z ust...

WIDMO

Przytul mnie do twoich chust,

przytul mnie do piersi, rąk...

MARYSIA

Nie chytaj sie moich wstąg,

taki wieje trupi ciąg.

WIDMO

Kochaj...!

MARYSIA

Precz, nie sięgaj lic

WIDMO

Nie broń mi się - nic to, nic...

MARYSIA

Zimnem dołu wieje strój,

ty nie mój, ty nie mój!

WIDMO

Mus mnie woła, mus mnie woła,

raz dokoła...

MARYSIA

Stój, ach, stój!

 

Wesele, SCENA 7.

STAŃCZYK, DZIENNIKARZ.

STAŃCZYK

(idąc)

Ktoś się za mną włóczy wciąż.

DZIENNIKARZ

Ktoś przede mną ciągle stąpa.

STAŃCZYK

(już był usiadł)

Domek mały, chata skąpa:

Polska, swoi, własne łzy,

własne trwogi, zbrodnie, sny,

własne brudy, podłość, kłam;

znam, zanadto dobrze znam.

DZIENNIKARZ

Zacz kto - ?

STAŃCZYK

Błazen.

DZIENNIKARZ

(poznając)

Wielki mąż!

STAŃCZYK

Wielki, bo w błazeńskiej szacie;

wielki, bo wam z oczu zszedł,

błaznów coraz więcej macie,

nieomal błazeńskie wiece;

Salve, bracie!

DZIENNIKARZ

Ojcze, Salve!

Szereg dobrych błaznów zrzedł,

przywdziewamy szarą barwę;

koncept narodowy gaśnie;

gasną coraz te pochodnie,

które do hajduków ręku

przywiązane żarem płoną.

Skapały, zżarły się świece,

a że do rąk przytroczone,

więc jeszcze palą się ręce,

w tę samą zaklęte stronę. -

Trzeba by do służby narodu

błaznów całego zastępu;

palą się hajduki w męce,

z własnego bolu się śmieją;

gasną świece narodowe,

okropne rzeczy się dzieją,

śmiechem i szyderstwem biegu

obudzić, ośmielić zdolne

serce spodlone, niewolne,

które naszą krew zaprawia.

STAŃCZYK

A wolicie spać - -

DZIENNIKARZ

To jedno!

Usypiam duszę mą biedną

i usypiam brata mego;

wszystko jedno, wszystko jedno,

tyle złego, co dobrego,

okropne rzeczy się dzieją.

Patrzeć na przebiegi zdarzeń -

dalekie, dalekie od marzeń,

tak odległe od wszystkiego,

co było wielkie w kraju;

że wszystko, co było, przepadło,

bezpowrotnie w mroku zbladło:

to bajki o trzecim Maju!

Matkę do trumny się kładło,

siostry i rodzinę całą;

ksiądz pokropił i poświęcił,

grabarze gruz przywalili;

epigonów co zostało,

na stypie się weselili

wesołością, co przeklina;

w pijaństwie duszę zabili,

a nie mogli zabić serca.

Zostało serce, co woła,

spłakane u bram kościoła,

skrwawione u wrót świątyni

i jeszcze w męce okrutnej,

w czułej litości rozrzutnej

samo siebie wini.

STAŃCZYK

Asan jako spowiedź czyni,

spowiedź, widzę, cudzych grzechów;

Acan się zalewa łzami,

duszę krwawi, serce krwawi;

ale znać z Acana mowy,

że jest - tak - przeciętnie zdrowy;

jutro humor się naprawi. -

Gotów mi płakać najrzewniej,

rozczulać się cudzych grzechów,

u bliskiego widzieć tramy,

zbrodnie, brudy, grzechy, plamy

i za swojego bliskiego

uczynić publiczną spowiedź. -

A! doprawdy! warte śmiechów -

może jeszcze rozgrzeszenie

wziąć kapłańskie z cudzych zbrodni - ?

DZIENNIKARZ

Wina ojca idzie w syna;

niegodnych synowie niegodni;

ten przeklina, ów przeklina -

ród pamięta, brat pamięta,

kto te pozakładał pęta

i że ręka, co przeklęta,

była swoja. - Rozbrat wieczny

duszy z ciałem, ciała z duszą;

w nim się słabi kruszą -

miecz do walki obosieczny -

myśmy słabi. - Wielkość gniecie,

przekleństwo nosi na grzbiecie:

zbrodnie nosi, czarne kiry,

szatę krwawą Dejaniry;

Wielkość: Zbrodnia; Małość: podła -

Jakaż nasza dzisiaj Wola?!

Czarodziejska dłoń ogrodła

nasze pola.

STAŃCZYK

Łzy ze źródła!

Tyle żalów o nieswoje!?

A cóż tobie niepokoje

tych, co w grobach leżą?

Myślisz - że się trupy odświeżą

strojem i nową odzieżą -

a ty z trupami pod rękę

będziesz szedł na Ucztę-mękę

i jako potrawy żuł,

czym się tylko kiejś kto truł;

wsączał w siebie i pił,

czym tylko kto gdzie gnił;

czy to ma być twoja krew?!

DZIENNIKARZ

Moja krew, moja krew -

czy ja wiem - okrzyk mew,

gdy gonią ponad skały,

okrzyk mew osmętniały,

żałośliwy, straszny,

gdy od brzegu odbiegły daleko.

Morze ciche, strop się chmurzy,

ale burza i orkan daleko

Tylko głuchość i pustka bezmierna -

a tu skrzydła rozchwiane do lotu,

nie pragną, nie pragną powrotu

i wiedzą, że tam, gdzie dążą,

wylądu szukać daremno;

przekleństwu swojemu wierne,

lecą - i nie śmieją ustać,

aż krew do ust pocznie chlustać

ze znużenia - wtedy padną,

łzą nie pożegnane żadną,

bo śmierć ulga, ulga zgon.

STAŃCZYK

Zaśpiewałeś kruczy ton;

tobież tylko dzwoni w głuszy

pogrzebowych jęków dzwon?

- - - - - - - - - - - - - - -

A słyszałżeś kiedy, z wieży

jak dźwięczy i śpiewa On?

DZIENNIKARZ

Zygmunt, Zygmunt...

STAŃCZYK

Dzwon królewski: -

Siedziałem u królewskich stóp,

królewski za mną dwór:

synaczek i kilka cór,

Włoszka - a wielki chór

kleru zawodził hymny; -

a dzwon wschodził.

Patrzali wszyscy w górę,

a dzwon wschodził -

zawisnął u szczytów

i z wyżyn się rozdzwonił:

głos leciał, polatał,

kołysał się górnie,

wysoko, podchmurnie -

a tłum się wielki pokłonił.

Pojrzałem na króla,

a król się zapłonił...

Dzwon dzwonił

- - - - - - - - - -- -

DZIENNIKARZ

A toć on nam tętni dziś,

jak grzebiemy, kto nam drogi;

zwołuje nas, każąc iść

posłuchać kościelnych szumów,

w wielkim zamęcie rozumów,

w wielkim modlitew rozjęku,

On pan, ten dzwon królewski,

nie ustający w brzęku,

o pękniętym sercu:

nasz ton. - Nad przepaścią stoję

i nie znam, gdzie drogi moje.

STAŃCZYK

Byś serce moje rozkroił,

nic w nim nie najdziesz inszego,

jako te niepokoje:

sromota, sromota, wstyd,

palący wstyd;

jakoweś Fata nas pędzą

w przepaść -

DZIENNIKARZ

Ty Wid!

STAŃCZYK

Ja Wstyd!!

Piekło wiem gorsze niż Dante,

piekło żywe.

DZIENNIKARZ

Żyję w Piekle!,

STAŃCZYK

Społem w przepaść!

DZIENNIKARZ

Społeczeństwo!

Oto tortury najsroższe,

śmiech, błazeństwo -

to my duchy najuboższe.?

"Społem" to jest malowanka,

"społem" to duma panka,

"społem" to jest chłopskie "w pysk","

"społem" to papuzia kochanka,

próżność, nadczłowieczeństwo _

i przy tym to maleństwo:

serce pęknione, co krwawi.

STAŃCZYK

Asan prawi -

jako najwalniejsi gębacze,

odrośl od tych samych pni

z moich dni.

DZIENNIKARZ

Wolałbym już stokroć razy

policzone dni

niż ten bieg, bieg. pęd, gonitwa

ku przepaści, otchłani, zawrotom:

Ach, kresu, ach, kresu lotom

Stacza się sercowa bitwa,

opadam coraz na głazy,

mrze na ustach modlitwa,

ach, kresu, ach, kresu lotom! -

Niechby się raz wszystko spali,

zetrze się, na proch się zsypie,

jak kolumny, na gruz się rozwali,

byśmy padli potruci

jadami w pogrzebowej stypie;

niechajby się raz wszystko spali,

i te nasze polskie posty

dusz do polskich świętych,

i te nasze tęczowe mosty

czułości nad pustką rozpiętych,

malowanki Częstochowskie

w koronach - i wszystkie Wiary! -

Nieszczęścia wołam!!

STAŃCZYK

Puszczyku...

DZIENNIKARZ

Może by Nieszczęście nareście

dobyło nam z piersi krzyku,

krzyku, co by był nasz,

z tego pokolenia. -

Ach, Sumienia, Sumienia!

Już było tych prawd bez liku

dla nas - Prawdy czy Fraszki -?,

Stoimy u polskich granic,

a mamy obecność za nic,

od talentów zawisłe igraszki.

STAŃCZYK

Puszczyku!

Zgrałeś się przy zielonym stoliku

czy z kobietami w gorączce

opętałeś duszę mdłością

i w tej momentu palączce

oślep gnasz we własne próchno.

A gdy na nie wichry dmuchną,

rozleci się zgasłe próchno,

zamurują się otchłanie

i krzyk, i jęk, i wołanie

zda ci się błazeństwem duszy,

które nikogo nie skruszy,

które zeżre siebie samo,

a trzewia mu gniciem cuchną. -

Znam ja, co jest serce targać

gwoźdźmi, co się w serce wbiły,

biczem własne smagać ciało,

plwać na zbrodnie, lżyć złej woli,

ale Świętości nie szargać,

bo trza, żeby święte były,

ale Świętości nie szargać:

to boli.

DZIENNIKARZ

Tragediante...

STAŃCZYK

Commediante,

dla ciebie błazeńska laska.

DZIENNIKARZ

Piastujesz ją, piastun stary;

znasz tylko: status quo ante;

błazeństwo z tobą się zrosło.

STAŃCZYK

Oto naści twoje wiosło:

błądzący w odmętów powodzi,

masz tu kaduceus polski,

mąć nim wodę, mąć.

DZIENNIKARZ

Fatum nas w obłędy wodzi:

u rozstajnych dróg zły Duch!

Tu moje rozstajne drogi;

ty mój Duch-zły - demon, Szatan;

błazeństwem ja z tobą zbratan,

byłem ci duszą poswatan,

nim dusza stała się trup; -

a teraz mi pachnie grób,

czuję trąd.

STAŃCZYK

Naści; rządź!

Masz tu kaduceus polski,

mąć nim wodę, mąć.

DZIENNIKARZ

Nie chcę żadnych więcej prób.

Serce miałem kiedyś młode,

porwałeś mi serce młode,

wlałeś jad goryczny w krew.

Nie widzę, nie widzę dróg,

zaćmił mi się Bóg...

STAŃCZYK

Fata pędzą, pędzą Fata ?

Wielkość ? Nicość ? pusty dzwon,

serce strute ?

uderzyłeś błazna ton:

moją nutę.

Kłam sercu, nikt nie zrozumie,

hasaj w tłumie!

Masz tu kaduceus, chwyć!

Rządź!

Mąć nim wodę, mąć!

Na Wesele! Na Wesele!

Idź!

Mąć tę narodową kadź,

serce truj, głowę trać!

Na Wesele! Na Wesele!

Staj na czele!!!

 

Wesele, SCENA 9.

POETA, RYCERZ.

POETA

Otwarła się toń!

Upomina się o swoje Umarła.

Szumem, gwarnością, zawrotem

idzie ku nam z powrotem;

jakaś Przemoc wrotom grobu się wydarła,

oto, słyszę, woła:

RYCERZ

Daj dłoń!!

POETA

Puszczaj!

RYCERZ

Ty mój!

POETA

Puszczaj!

RYCERZ

Ty mój!!

POETA

Żelazem owita ręka,

żelazem zakryta skroń.

RYCERZ

Zbieraj się, skrzydlaty ptaku,

nędzarzu, na koń, na koń,

przepadnie przekleństwo, męka!

POETA

Co mówisz, okropne widziadło,

na koń? - gdzie - ? jak?

Żelazna twoja dzwoni szczęka,

żelazna więzi mnie ręka.

RYCERZ

Na koń, zbudź się, ty żak,

ty lecieć masz jak ptak!

Bioręć w pętle.

POETA

Na arkan mnie wiąże.

RYCERZ

Poznasz, ktom jest, gdy zaciążę -

ty więzień mój, mnie służ;

biorę przemocą. Ja Moc:

za mną, przede mną

ognia kurz;

po drogach, po których lecę,

drzewa się palą jak świece,

ciskają się błyskawice,

jak lecę, Duch:

wytężaj, wytężaj słuch!

POETA

Puszczaj, przepadaj w Noc -

o, ręce, ręce martwieją...

RYCERZ

Ty mój!

POETA

Precz. -

RYCERZ

Słysz grom...

POETA

Zatrząsnął się cały dom...

RYCERZ

A czy wiesz, czym ty masz być,

o czym tobie marzyć, śnić-.

POETA

Sen, marzenie, mara, wid.

RYCERZ

Jutro dzień, przede dniem świt!

Wiesz ty, czym ty mogłeś być-

POETA

Słowo, Widmo gończe!

RYCERZ

Zwiastun!!

POETA

Głos jak marzeń moich piastun;

Rycerz, Widmo, urojenie

przyoblekło szatę żywą.

RYCERZ

Krwi, krwi pragnę, krwawe żniwo!

Wracam do dom w noc szczęśliwą,

w noc ponurych wichrów łkań.

Niosę dań, orężną dań.

POETA

Wracasz do dom ze snów, z dali...

RYCERZ

Z dali, hen z zaświatów, z prochów.-

Przeszedłem ogień, co pali,

przeszedłem zapady lochów.

Ścigam, gonię, moc roztrwonię.

Niosę dań, orężną dań.

POETA

W noc ponurych wichrów łkań

wstajesz z lochów, z prochów, skał...

RYCERZ

Na głos mój ty będziesz drżał:

Grunwald, miecze, król Jagiełło!

Hajno się po zbrojach cięło,

a wichr wył i dął, i wiał;

stosy trupów, stosy ciał,

a krew rzeką płynie, rzeką!

Tam to jest!! Olbrzymów dzieło;

Witołd, Zawisza, Jagiełło,

tam to jest!! - Z pobojowiska

zbroica się w skibach przebłyska,

żelezce, połamane groty,

drzewce powbijane do ciał,

z trupów zapora, z trupów wał,

rycerski zgotowiony stos:

Ofiarnica -

tam leć - tam chodź, tam leć!!!

brać z tej zbrojowni zbroje,

kopije, miecz i szczyt

i stać tam wśród krwi,

aż na ogromny głos

bladością się powlecze świt,

a ciała wstaną,

a zbroje wzejdą

i pochwycą kopije, i przejdą!!!

Spiesz, tam leżą stosy ciał;

przeparłem trumniska wieko,

czas, bym wstał, czas, bym wstał.

POETA

Łzy mnie pieką, łzy mnie pieką,

czymże bym ja tam być miał.

RYCERZ

Niosę dań, orężny szał.

POETA

Dech twój zimny, dech grobowy...

RYCERZ

Patrzaj w twarz, patrz mi w twarz,

ślubuj duszę, duszę dasz.

POETA

Za przyłbicą pustość, proch;

w oczach twoich czarny loch,

za przyłbicą Noc;

zbroja głuchym jękiem brzękła.

RYCERZ

Miecz, miecz, siła nieulękła;

patrzaj w twarz, patrzaj w twarz;

ty mnie znasz.

POETA

Ktoś jest?

RYCERZ

Moc.

POETA

- -  Przyłbicę wznieś!

RYCERZ

Rękę daj.

POETA

Duszę weź.

RYCERZ

Patrz!!

POETA

Śmierć - - -  Noc!

 

Wesele, SCENA 11.

PAN MŁODY, HETMAN, CHÓR.

CHÓR

Hej, panie, panie Branecki,

nie żałuj grosika, nie żałuj,

pocałuj się z nami, pocałuj,

nie żałuj dukacika, nie żałuj,

dajże go nam z tej kieski!

HET'MAN

Ha, szatańce, sztab moskieski,

znajcie pana, bierzcie złoto,

nie stoję ja pan o złoto;

piekielna mnie dziś gospoda:

hulaj dusza, z wami zgoda.

CHÓR

Hulaj dusza, z nami w zgodzie,

potańcujemy w gospodzie;

pocałuj się z nami, pocałuj,

nie żałujta, hetmanie, kieski,

braliśta pieniążek moskieski,

hej, hetmanie, hetmanie Branecki!

HETMAN

Bierzcie złoto, pali złoto.

CHÓR

Pali pieniążek moskieski?

HETMAN

Piekielna mnie dziś gospoda:

diabły moją piją krew;

szarpają mi pierś, plecyska,

psy zjawiska, łby ogniska;

szarpają, sięgają trzew!

PAN MŁODY

Wojewoda! Wojewoda!

HETMAN

Puszczajcie, litości!

PAN MŁODY

Jezu!!

Wesele, SCENA 12.

PAN MŁODY, HETMAN.

HETMAN

Ha, przepadli kędyś diabli,

ktoś się doli ulitował;

rana jeno straszna boli - -

puste żale, mnie nie szkoda,

bo ja pan, piekielny pan,

drwię z serdecznych ran.

Setkę lat przez puszczę gnam,

przez bór gonię, gęsty las,

przez ugory, łąki, błoń -

upałami bije skroń,

młotami serce wali,

ogień wnętrzności pali - - -

Każ muzyce dla mnie grać,

mnie na Piekło stać.

Ja pan, ćwierć kraju mam w ręku,

a jak kto po cichuteńku

powie "Jezus" - ja wolny na chwilę,

powietrzem się zasilę:

odetchnąłem piersią całą;

bierz ty, ile złota zostało,

patrz, oto niecki,

diabli mi to kazali nieść;

co noc tak świeżych nasypią,

a sztabowi, czerńcy przeklęci,

krzyczą za mną: panie Branecki,

nie żałuj; - krew moją chlipią - -

Masz!

PAN MŁODY

Hetmaniłeś ty, hetmanie,

chocia byłeś łotr,

i sam król był tobie kmotr;

przewodziłeś, przewodziłeś,

a my dzisiaj w psiej niewoli:

nie hetmany, strzęp, łachmany, gruz;

duszę ziębi mróz;

ciebie ogień, ogień pali -

przecz już nic nas nie ocali,

ani król, ani ból,

ani żale, ni płakanie,

hej, hetmanie, hej hetmanie - -

dzisiaj to mój dzień miłości...

HETMAN

Czepiłeś się chamskiej dziewki?!

Polska to wszystko hołota,

tylko im złota;

trza było do bękartów Carycy

iść smalić cholewki:

byłać ta we mnie cnota.

Asan mi tu Polski nie żałuj,

jesteś szlachcic, to się z nami pocałuj,

jesteś wolny!

PAN MŁODY

Bierz cię diabli.

HETMAN

Gębuj, widzęś nie przy szabli.

Wesele, SCENA 13.

PAN MŁODY, HETMAN, CHÓR.

HETMAN

Ścigają psy, kąsają psy.

CHÓR

Przeklęty ty, przeklęty ty.

HETMAN

Sursum corda, serce żreją -

serce mi wyjmują z trzew.

CHÓR

Zaprzedałeś kraj, ty lew;

złotem pysk ci zaleją!

Złoty pan, weselny pan,

pójdźże w tan, pójdźże w tan!

HETMAN

Złoto pali, złoto war;

sursum corda, wiwat Car!

CHÓR

Lejcie mu do pyska żar,

sięgajcie mu dłońmi trzew.

HETMAN

Piją krew, żłopają krew,

cielsko drą po kawale!

CHÓR

Złoty pan, weselny pan,

pójdźże w tan, dalej w tan:

na Weselu hula Śmierć,

garniec pereł, złota ćwierć,

zaprzedałeś Czortu kraj.

HETMAN

Żłopią krew Czarty Moskale,

sursum corda, wiwat Car!

CHÓR

Huś ha, huś - haj go, haj!

Pójdźże w tan, dalej w tan!

Złoty pan! weselny pan!

 

Wesele, SCENA 15.

DZIAD, UPIÓR.

DZIAD

(za Panem Młodym)

Miałem rzec, cosi miałem rzec:

Szczęść Boże przy weselu.

UPIÓR

Przyjacielu, przyjacielu...

DZIAD

Kto! ty we krwi! precz, piekielny!

UPIÓR

Ja weselny, ja weselny,

dajcie, bracie, kubeł wody:

ręce myć, gębe myć,

chce mi się tu na Weselu

żyć, hulać, pić.

DZIAD

Precz, przeklęty, precz, przeklęty.

UPIÓR

Dajcie, bracie, kubeł wody:

gębe myć, ręce myć...

DZIAD

Krew na sukniach, krew na włosach...

UPIÓR

Nie pyskuj, nie powtarzaj. - -

Już, już wiedzą o tym w niebiosach.

(nuci)

"A stało się to w Zapusty".

DZIAD

Precz, przeklęty, precz, przeklęty.

UPIÓR

Jeno ty nie przeklinaj usty,

boś brat - drżyj! ja Szela!!

Przyszedłem tu do Wesela,

bo byłem ich ojcom kat,

a dzisiaj ja jestem swat!!

Umyje się, wystroje się.

Dajcie, bracie, kubeł wody:

ręce myć, gębe myć,

suknie prać - nie będzie znać;

chce mi się tu na Weselu

żyć, hulać, pić - ?

jeno ta plama na czole...

DZIAD

Cholera!

UPIÓR

Zaraza, grób.

DZIAD

Precz, precz, ty trup!

UPIÓR

Widzisz, w orderach chodzę.

DZIAD

O! plamy na podłodze od nóg.

UPIÓR

To krew, obmyję próg,

dajcie ino, bracie, wody,

kubeł wody - gębe myć,

suknie prać - nie bedzie znać.

DZAD

Przeklęty! Maryjo, strać!

UPIÓR

Gadu, gadu, stary dziadu,

trza się do roboty brać;

kubeł wody, gębe myć,

nie bede próżno stać,

na Wesele, na Wesele,

podź tańcować, bośma brać

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

 

Wesele, SCENA 24.

GOSPODARZ, WERNYHORA.

WEHNYHORA

Sława, panie Włodzimierzu,

zjechałem tu gość.

GOSPODARZ

Spocznij, Wasza Mość;

żona stroi się w alkierzu...

WERNYHORA

Ostań, panie Włodzimierzu.

GOSPODARZ

Żona stroi się w alkierzu;

niespodziany gość,

właśnie była przy pacierzu,

bo się dziecka kładło spać.

WERNYHORA

Niechajże żona w alkierzu...

GOSPODARZ

Bo się dziecka kładło spać;

a ci nie przestają grać:

jak wesele, to wesele,

to nie będą w miejscu stać;

ot, tu żona jest w alkierzu.

WERNYHORA

Niechajże żony w alkierzu,

niechże tańcuje Wesele.

Siądźże, panie Włodzimierzu,

mam Asaństwu nowin wiele:

Pomówimy o Przymierzu.

GOSPODARZ

Ano proszę, bardzo proszę.

WERNYHORA

Siadaj.

GOSPODARZ

Siadam - zacny gość -

bardzo proszę, bardzo proszę;

ceremonii dość.

WERNYHORA

Ja z daleka - hen od kresów,

konia zgnałem.

GOSPODARZ

Podły czas.

A do wszystkich spadłych biesów,

toście tu są pierwszy raz;

któż was zwabił w taki czas?

A do wszystkich spadłych biesów,

żeście tak niespodziewanie

w noc i na to weselisko

zechcieli tu, Ichmość Panie?

WERNYHORA

Z daleka, a miałem blisko

i wybrałem Weselisko,

boście som tu jakoś wraz,

i wybrałem Ichmość Mości

dom, gdzie ludzie sercem prości.

GOSPODARZ

Wasza Mość mieliście blisko

serceście zobligowali -

myśmy sobie prości - mali.

WERNYHORA

Z daleka, a miałem blisko;

ledwom wymienił nazwisko,

a zaraz mi pokazali

tacy chłopcy, rześcy, mali.

GOSPODARZ

Co to u nich serce z miską;

przybieżali, powiadali,

Czego nie zjęzykowali:

że pan stary, że Dziad stary,

że Dziad z lirą, brodą siwą...

WERNYHORA

Ot, dziadzisko z siwą brodą.

Dawnoż było w duszy młodo;

żeście sobie prości, mali,

toście wielkich krzywd nie znali.-

Chudobę macie szczęśliwą.

GOSPODARZ

A ot, takie złote żniwo,

złote pola - pokoszone -

Wszystko błoto - zadyszczone; -

sady ciche - kwitną, rodzą,

jedne z drugich same wschodzą:

złote żniwo, serce z miską;

nie trzeba szukać daleko,

kiedy było jakoś blisko.

Pokażę waćpanu żonę.

WERNYHORA

Złote żniwo, serce złote:

jeszcze u was w duszy młodo,

żeście sobie prości, mali,

toście wielkich krzywd nie znali. -

Może żona ma robotę - ?

GOSPODARZ

Żona stroi się w alkierzu,

chce się wydać urodziwa,

że to gość niespodziewany,

każe zaraz podać piwa.

WERNYHORA

Zostaw, panie Włodzimierzu,

że to chwila osobliwa...

GOSPODARZ

Lepiej gwarzy się przy szklenie,

że to z drogi, tyle błoto;

lepiej gada się przy wenie.

WERNYHORA

Kiej się nie rozchodzi o to;

że to chwila osobliwa,

możemy na osobności

porozmawiać.

GOSPODARZ

Słucham Mości;

a to chwila osobliwa.

Wolnoć spytać o nazwisko... - ?

WERNYHORA

Nie poznałeś - ?

GOSPODARZ

Ktoś mi znany,

ktoś serdeczny, ktoś kochany,

ktoś, co groźny - dawny, stary,

jak wiek cały...

WERNYHORA

Dawnej wiary.

GOSPODARZ

Ktoś mi znany, niespodziany...

WERNYHORA

Przypominasz krwawe łuny

i jęk dzwonów, i pioruny,

i rzeź krwawą, krwawe rzeki - - ?

GOSPODARZ

A sen, sen jakiś daleki,

jeszcze w uszach mam te dzwony -

mieszają weselne grajki:

jakieś stare dumy, bajki.

WERNYHORA

Jeszcze w uszach mam te dzwony

ponad ich weselne grajki:

jęk posępny, jęk męczony,

tyle krwi rzezanych ciał;

ja tam był, przy trupach stał;

jeszcze w uszach mam te dzwony.

Patrzyłem się na lud święty,

jako upadał przeklęty,

przekleństwami potępiony:

kiedy ojce klną na synów,

kiedy syny przeklną ojce,

takie jęczące ogrojce,

łez krwawiących, łez serdecznych

słyszałem w tych głosach wiecznych:

w głosach dzwonów jęk szalony -

jeszcze w uszach mam te dzwony.

GOSPODARZ

Dawne czasy - dawne wieki,

a sen, sen jakiś daleki,

jęki przygłuszają grajki;

jakieś stare dumy, bajki.

WERNYHORA

Ja stałem w pożarnej łunie

na siwym, na siwym rumaku,

czekając Bożego znaku.

Za mną piorun po piorunie

bije z chmur, przez niebo łyska.

GOSPODARZ

Rzecz daleka - taka bliska,

ktoś mi znany, niespodziany;

ktoś, o którym jeszcze wczora

tylko we śnie, tylko w marze:

Pan-Dziad z lirą...

WERNYHORA

Wernyhora.

GOSPODARZ

Pan-Dziad z lirą - Wernyhora!

Wy mnie znany - spodziewany,

Wy, o którym jeszcze wczora

tylko we śnié, tylko w marze:

jak owi dawni mocarze,

Wy na koniu, siwym koniu,

poprzed dom mój, z wieścią.

WERNYHORA

Słowem!

GOSPODARZ

Wy ze Słowem - Wy ze Słowem!

WERNYHORA

Ja z Rozkazem.

GOSPODARZ

Rozkaz-Słowo! - -

Dawno serce już gotowo

tem wezwaniem piorunowem.

WERNYHORA

Słowo-Rozkaz, Rozkaz-Słowo;

dla serca serce gotowo.

Słuchaj, panie Włodzimierzu:

oto chwila osobliwa,

pomówimy o Przymierzu.

GOSPODARZ

To jak ze snu prawda żywa,

chwila dziwnie osobliwa.

Jakiż rozkaz?

WERNYHORA

Trzy zlecenia.

GOSPODARZ

Chwila dziwnie osobliwa:

żem niejako jest wezwany.

WERNYHORA

Roześlesz wici przed świtem,

powołasz gromadzkie stany.

GOSPODARZ

To jak ze snu prawda żywa;

prawie że są wszyscy społem

u mnie przez to weselisko.

WERNYHORA

Ma być jawne, co jest krytem;

co dalekie było - blisko.

Dziś u Waści weselisko;

prawie że są wszyscy społem;

roześlesz wici przed świtem;

niech jadą we cztery strony.

GOSPODARZ

Porozsełam konno gońce,

roześlę wici przed świtem;

zaraz się poradzę żony -

ona swoim chłopskim sprytem...

WERNYHORA

Niech jadą we cztery strony!

Bądź gotów, nim wstanie słońce.

Skoro porozsełasz gońce,

zgromadzisz lud przed kościołem,

jak są zdrowi, prości, mali;

ażeby godność poznali,

Bogiem powitasz ich kołem,

a wtedy przykaż im ciszą,

niech żaden brzeszczot nie szczęknie,

a skoro rzesza uklęknie,

niech wszyscy natężą słuch:

czy tętentu nie posłyszą

od Krakowskiego gościńca - ?

GOSPODARZ

Wytężam, wytężam słuch.

WERNYHORA

Ja wiem, żeś jest Asan zuch - -

Od Krakowskiego gościńca

czy tętentu nie posłyszą,

czy już jadę z Archaniołem - ?

GOSPODARZ

Wytężam, wytężam słuch -

choćby i największy zuch,

jak to, co to, rozpoczęcie - -  ?

WERNYHORA

Słuchać ślepo, wierzyć święcie;

ja wiem, żeś jest Asan zuch.

GOSPODARZ

Ja mam stanąć przed kościołem?

to jak we śnie prawda żywa.

Któż mnie darzy tym zaszczytem;

któż śle ku mnie dawne gońce:

chwila dziwno osobliwa.

WERNYHORA

Bądź gotów, nim wstanie Słońce.

GOSPODARZ

Wstaną kosy w słońca świcie;

będę gotów!

WERNYHORA

Przysiąż Słowo.

GOSPODARZ

Rzekłem.

WERNYHORA

Przysiąż.

GOSPODARZ

Rośnie życie.

Czyli marą Wy widmową,

czyliś Waść jest upiór grobów,

czy ty próchno, czy ty czarem,

żeś ze słowem przyszedł starem,

żeś na mnie użył sposobów

i co we mnie tajemnicą,

ty mówisz, jak rzecz prawdziwą;

jako żywo, jako żywo - !

WERNYHORA

Mówię Słowo - rzecz prawdziwą;

chwila, chwila osobliwa:

wybrałem dziś weselisko,

twój dworek, dróżkę, zagrodę. -

Słyszysz, jaki wicher wyje!

Słyszysz, wielki deszcz się pluszcze!

Słyszysz, chrzęszczą wielkie drzewa

i jako trzaskają kuszcze:

to tam moja drużba śpiewa,

tysiąc koni grudy bije

ze złotymi podkowami!

GOSPODARZ

Jezus, zmiłuj się nad nami - - !

WERNYHORA

Leć kto pierwszy do Warszawy

z chorągwią i hufcem sprawy,

z ryngrafem Bogarodzicy;

kto zwoła sejmowe stany,

kto na sejmie się pojawi

Sam w stolicy - ten nas zbawi!

GOSPODARZ

Jako żywo, jako żywo;

Waść mi takie dziwa prawi,

i to jako rzecz prawdziwą.

WERNYHORA

Wszystko święte, wszystko żywo;

z daleka, a miałem blisko;

wybrałem twój dom, zagrodę

i wybrałem Weselisko:

Waszmość rękę miej szczęśliwą:

Daję Waści złoty róg.

GOSPODARZ

Złoty róg.

WERNYHORA

Możesz nim powołać chór.

GOSPODARZ

Bratni zbór.

WERNYHORA

Na jego rycerny głos

spotężni się Duch,

podejmie Los.

Daję w twoje ręce róg.

GOSPODARZ

Dziękuj Bóg.

WERNYHORA

Waść masz porozsełać wici,

lud zgromadzić przed kaplicą.

GOSPODARZ

Jutro ? - skoro się zgromadzą?

mają radzić ? - co uradzą?

WERNYHORA

Jutro: wielką tajemnicą,

jutro skoro się zgromadzą,

niech nie radzą, nic nie radzą,

jednoś niechaj w ciszy staną.

Jutro wielką tajemnicą.

A ty wstawszy bardzo rano,

skoro zejdzie pierwsze słońce,

ku drogom natężaj słuch.

GOSPODARZ

Jutro?!

WERNYHORA

Jutro!!!

GOSPODARZ

Wszelki duch!!!