Wiliam Szekspir, Makbet
Fragmenty Makbeta W. Szekspira zawierające motyw zbrodni.
Zanim przeczytasz tekst przypomnij sobie informacje o renesansie oraz opracowanie Makbeta.
http://ninateka.pl/film/makbet (38'8'' – 48'20'' mord na Banku + inne mordy)
Morderstwo króla Dunkana (akt II scena 5)
MAKBET
- Idź powiedz pani, żeby zadzwoniła,
- Skoro ów napój dla mnie będzie gotów.
- Możesz się potem położyć.
- Wychodzi sługa.
- Jestli to sztylet, co przed sobą widzę,
- Z zwróconą ku mej dłoni rękojeścią?
- Pójdź, niech cię ujmę! Nie mam cię, a jednak
- Ciągle cię widzę. Fatalne widziadło!
- Nie jestżeś ty dla zmysłu dotykania,
- Tylko dla zmysłu widzenia dostępny?
- Jestżeś sztyletem tylko wyobraźni?
- Rozpalonego tylko mózgu tworem?
- Widzę cię jednak tak samo wyraźnie
- Jako ten, który właśnie wydobywam.
- Ty mi wskazujesz jak przewodnik drogę,
- Którą iść miałem; takiego też miałem
- Użyć narzędzia. Albo mój wzrok błaznem
- Jest w porównaniu z resztą moich zmysłów,
- Albo jest więcej wart niż wszystkie razem.
- Ciągle cię widzę, a na twojej klindze
- I rękojeści znamiona krwi, których
- Pierwej nie było. Nie ma ich w istocie:
- Moja to krwawa myśl jawi je oczom.
- Na całym teraz półobszarze świata
- Natura zdaje się martwa i straszne
- Marzenia szarpią snu cichą zasłonę.
- Teraz to władza czarodziejska święci
- Ofiary bladej Hekacie i dziki
- Mord, podniesiony z legowiska wyciem
- Czujnego swego czatownika, wilka,
- Którego odgłos jest dlań ekscytarzem,
- Chyłkiem, jak złodziej lub duch, mknie do celu,
- O ty spokojna, niewzruszona w swoich
- Posadach ziemio, nie słysz moich kroków,
- Aby kamienie nie wypowiedziały,
- Gdzie idę, i nie zdradziły alarmem
- Tej zgrozy, co ma nastąpić.
- Ja się odgrażam, a on jeszcze żyje;
- Żar czynu ziębią słów jałowe chryje.
- Słyszeć się daje odgłos dzwonka.
- Dalej! czas nagli; już dzwonka wezwanie
- Daje mi sygnał. Nie słysz go, Dunkanie,
- Bo tego dzwonka melodia straszliwa
- Do nieba ciebie lub do piekła wzywa.
MAKBET
za sceną
- Kto tu? hej!
LADY MAKBET
- Biada! pewnie się ocknęli
- I wszystko na nic. Zamach to, nie zbrodnia,
- Zgubi nas. Cicho! Pokładłam sztylety
- Tuż przecie przy nich; nie mógł ich nie znaleźć.
- Gdyby był we śnie nie tyle podobny
- Do mego ojca, byłabym się była
- Niechybnie sama na to odważyła.
- Ha! I cóż?
- Wchodzi Makbet.
MAKBET
- Stało się. Słyszałaś hałas?
Morderstwo pokojowców (Akt II scena 1. i 2.)
LADY MAKBET
- Tam ich dwóch jest.
MAKBET
- Jeden
- Zawołał: "Boże, zmiłuj się nad nami! ",
- A drugi: "Amen ", jakby mię widzieli
- Z tymi rękami kata stojącego
- I śledzącego ich trwogę. Jam nie mógł
- Powiedzieć amen, wtenczas kiedy oni
- Mówili: "Boże, zmiłuj się nad nami! "
LADY MAKBET
- Nie zastanawiaj się nad tym tak pilnie.
MAKBET
- Dlaczegoż tego nie mogłem powiedzieć?
- Potrzebowałem bardzo zmiłowania,
- A jednak amen zamarło mi w ustach.
LADY MAKBET
- Nie trzeba sobie takich rzeczy w takim
- Świetle wystawiać; inaczej by przyszło
- Oszaleć.
MAKBET
- Zdało mi się, że słyszałem
- Głos wołający: "Nie zaśniesz już więcej! "
- Makbet zabija sen, niewinny sen,
- Który zwikłane węzły trosk rozplata,
- Grzebie codzienne nędze; sen, tę kąpiel
- Znużonej pracy, cierpiących serc balsam.
- Odżywiciela natury, głównego
- Posiłkodawcę na uczcie żywota.
LADY MAKBET
- Co wygadujesz!
MAKBET
- Ciągle mi brzmiał w uszach
- Ten glos: "Nie zaśniesz, nie zaśniesz już więcej! "
- Glamis sen zabił, dlatego też Kawdor
- Nie zaśnie; Makbet nigdy już nie zaśnie.
LADY MAKBET
- Któż to tak wołał? O szlachetny tanie,
- Rozmiękczasz w sobie tęgość ducha marząc
- Tak chorobliwie. Idź, weź trochę wody
- I obmyj rękę z tych plugawych znamion.
- Po coś tu z sobą przyniósł te sztylety?
- Tam jest ich miejsce. Idź, odnieś je, pomaż
- Krwią tamtych ludzi.
MAKBET
- Już tam moja noga
- Nie wnijdzie. Wzdrygam się, kiedy pomyślę
- O tym, com zrobił; widok tego byłby
- Nad moje siły.
LADY MAKBET
- Kaleka na duchu!
- Daj te sztylety. Śpiący i umarli
- Są obrazkami tylko; nikt prócz dzieci
- Malowanego nie lęka się diabła.
- Sama ubarwię krwią ręce i szaty
- Tych dwóch pachołków, bo oni się muszą
- Wydać sprawcami zbrodni.
- Wychodzi.
- Słychać z zewnątrz kołatanie.
MAKBET
- Skąd ten odgłos?
- Cóż się to ze mną stało, kiedy lada
- Szmer, lada szelest przejmuje mię dreszczem?
- Co to za ręce? Ha! wzrok mi pożera
- Ich widok. Mógłżeby cały ocean
- Te krwawe ślady spłukać z mojej ręki?
- Nie, nigdy! raczej by ta moja ręka
- Zdołała wszystkich mórz wody zrumienić
- I ich zieloność w purpurę zamienić.
Zabójstwo Banka (Akt III, scena 3)
- Tamże. Część lasu z bramą do zamku prowadzącą. Zbójcy.
PIERWSZY ZBÓJCA
- Kto ci się kazał z nami złączyć?
TRZECI ZBÓJCA
- Makbet.
DRUGI ZBÓJCA
- Można mu ufać, skoro tak dokładnie
- Wie, o co idzie.
PIERWSZY ZBÓJCA
- Więc pozostań z nami.
- Szczątki dnia tleją jeszcze na zachodzie
- I spóźnionego podróżnika naglą
- Wracać do domu. Cel naszych czat wkrótce
- Nadejdzie.
TRZECI ZBÓJCA
- Cicho! Słyszę tętent koni. [...]
PIERWSZY ZBÓJCA
- Tak, to on sam. Nie traćmy czasu.
BANKO
- Tej nocy będzie deszcz.
PIERWSZY ZBÓJCA
- Natychmiast lunie.
- Napada Banka.
BANKO padając
- Zdrada! Uciekaj, Fleansie, uciekaj,
- Bądź mym mścicielem. Ha! Nędzniku!
- Umiera. Fleance i Pachołek uciekają.[...]
TRZECI ZBÓJCA
- Jeden legł tylko, drugi umknął.
DRUGI ZBÓJCA
- Szkoda,
- Wypuściliśmy połowę zarobku.
PIERWSZY ZBÓJCA
- Bądź co bądź, idźmy donieść, co się stało.
Morderstwo rodziny Makdufa (Akt IV scena 2.)
NIEZNAJOMY
- Bądź pozdrowiona, piękna pani! Jestem
- Obcy dla ciebie, ale twoja godność
- Jest mi dokładnie znana. Chroń się, uchodź,
- Niebezpieczeństwo wisi tuż nad tobą.
- Nie gardź przestrogą prostego człowieka,
- Weź dzieci, opuść natychmiast te miejsca.
- Jest to zaiste okrucieństwem tak cię
- Przerażać, pani. Coś gorszego nad to
- Chcieć ci wyrządzić, byłoby srogością
- Potworną, która jest jednak zbyt bliska
- Twojej osoby. Niech cię chronią nieba!
- Nie mogę bawić dłużej.
- Wychodzi.
LADY MAKDUF
- Gdzież mam uciec?
- Cóżem zrobiła złego? Ale prawda,
- Żyję na świecie, na którym zło często
- Bywa chwalebne, a dobro jest miane
- Za zgubne głupstwo. Biada mi! Czyż zdołam
- Znaleźć obronę w tych jedynie słowach:
- Jestem niewinna?
- Wchodzą mordercy
- Ha, cóż to za twarze!
MORDERCA
- Gdzie mąż waćpani?
LADY MAKDUF
- Mój mąż? Pewnie w żadnym
- Tak niecnym miejscu, gdzie by go mógł znaleźć
- Podobny tobie.
MORDERCA
- On jest zdrajcą.
SYNEK
- Kłamiesz.
- Kudłaty łotrze!
MORDERCA
- A ty jaje! Mała,
- przebija go
- Krnąbrna gadzino, leż!
SYNEK
- Zabił mnie! Matko!
- Uciekaj! błagam cię!
- Umiera.
- Lady Makduf, ścigana przez morderców, ucieka wołając: "Morderstwo! Ratunku!"
Konsekwencje zbrodni Makbeta
Akt III, scena 6.
- Lennox
- […] Słyszałem, że Makduf
- Z powodu kilku wyrazów niebacznych
- I nieprzybycia na ucztę tyrana
- Popadł w niełaskę. […]
- Lord
- Starszy syn Dunkana,
- Co go z praw rodu wyzuł przywłaszczyciel,
- Żyje na dworze Anglii, […]
- Abyśmy w czasie uczt, zabezpieczeni
- Od zbójczych nożów, mogli niezmyślone
- Hołdy oddawać i przyjmować prawe
- Nagrody, czego wszystkiego dziś łakniem. […]
- Lennox
- [...]Oby
- Błogosławieństwo prędzej mogło wrócić
- Temu krajowi, gniecionemu jarzmem
- Przeklętej ręki. […]
-
Akt IV, scena 3.
- Makduf
- Idźmy wznieść raczej miecz nieubłagany
- I, jak przystoi prawym mężom, walczyć
- Za poniżone nasze gniazdo. Z każdym
- Nowym porankiem nowe wdów jęczenia,
- Nowy płacz sierot, nowe skargi głośno
- Biją w niebiosa, tak że te wydają
- Żałobny odgłos, jak gdyby toż samo
- Czuły co Szkocja i tak samo pomsty
- Wzywały. […]
- Malkolm
- […] Wierzę, iż kraj nasz upada pod jarzmem,
- Że jęczy, we krwi się pławi, że z każdym
- Nowym dniem nowa przybywa mu rana. […]
- Makduf
- Nie ma
- W zastępach piekieł szatana zdolnego
- Przewyższyć w złości Makbeta.
- Malkolm
- To prawda,
- Że on jest krwawy, gwałtowny, złośliwy,
- Fałszywy, chytry, drapieżny, wszeteczny,
- Pełen wszelkiego rodzaju ohydy,
Akt V
MAKBET
- […] Dość już żyłem; wiosna
- Życia mojego prędko przeszła, prędko
- Żółtym, zwarzonym pokryła się liściem,
- A to, co miało być działem starości:
- Cześć, posłuszeństwo, miłość, grono wiernych
- Sług i przyjaciół - wszystko to nie dla mnie.
- Raczej przekleństwo, nienawiść, tym głębsza,
- Że cicha, cześć ust, posługi służalców,
- Którzy by radzi mię odbiec, lecz nie śmią.
- [...]
- Dawno już smaku trwogi zapomniałem:
- Był czas, gdym drętwiał, słysząc głos puszczyka,
- Gdy przy słuchaniu powieści o strachach
- Włos mi się jeżył i prężył na głowie,
- Jakby był żywy; czas ten prędko minął;
- Przeładowałem się okropnościami:
- Spoufalone z zgrozą zmysły moje
- Stępiały na wpływ wrażeń.
- [...]
- Ciągle to jutro, jutro i znów jutro
- Wije się w ciasnym kółku od dnia do dnia
- Aż do ostatniej głoski czasokresu;
- A wszystkie wczora to były pochodnie,
- Które głupocie naszej przyświecały
- W drodze do śmierci. Zgaśnij, wątłe światło!
- Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
- Nędznym aktorem, który swoją rolę
- Przez parę godzin wygrawszy na scenie
- W nicość przepada - powieścią idioty,
- Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą.