Motyw fantastyki w modernizmie (Młodej Polsce)
W trakcie opracowywania zagadnienia zapoznaj się z opracowaniami i wykorzystaj wskazywane w nich konteksty:
opracowanie modernizmu; opracowanie modernizmu - wersja minimum;
Wybierz jeden wiersz: Leopold Staff, Deszcz jesienny lub Tadeusz Miciński Lucyfer
Tadeusz Miciński Lucyfer
Jam ciemny jest wśród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal - jak głuchy dzwon północy -
ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.
Ja komet król - a duch się we mnie wichrzy
jak pył pustyni w zwiewną piramidę -
ja piorun burz - a od grobowca cichszy
mogił swych kryję trupiość i ohydę.
Ja - otchłań tęcz - a płakałbym nad sobą
jak zimny wiatr na zwiędłych stawu trzcinach -
jam blask wulkanów - a w błotnych nizinach
idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą.
Na harfach morze gra - kłębi się rajów pożoga -
i słońce - mój wróg słońce! wschodzi wielbiąc Boga.
Leopold Staff, Deszcz jesienny
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze
Na próżno czekały na słońca oblicze...
W dal poszły przez chmurną pustynię piaszczystą,
W dal ciemną, bezkresną, w dal szarą i mglistą...
Odziane w łachmany szat czarnej żałoby
Szukają ustronia na ciche swe groby,
A smutek cień kładzie na licu ich miodem...
Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem
W dal idą na smutek i życie tułacze,
A z oczu im lecą łzy... Rozpacz tak płacze...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...
Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię...
Ktoś drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie...
Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło.
Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło,
Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno...
Zmarł nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną...
Gdzieś pożar spopielił zagrodę wieśniaczą...
Spaliły się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie
I zmienił go w straszną, okropną pustelnię...
Z ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem
I kwiaty kwitnące przysypał popiołem,
Trawniki zarzucił bryłami kamienia
I posiał szał trwogi i śmierć przerażenia...
Aż, strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu
Położył się na tym kamiennym pustkowiu,
By w piersi łkające przytłumić rozpacze,
I smutków potwornych płomienne łzy płacze...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Stanisław Wyspiański, Wesele
Wesele, Akt II
Wesele, SCENA 5.
MARYSIA, WIDMO.
WIDMO
Miałem ci być poślubiony,
moja ślubna ty.
MARYSIA
Bywałeś mój narzeczony,
przyrzekałeś mi.
WIDMO
Byłaś dla mnie słońce złote,
w moim domku zimno mnie.
MARYSIA
Mróz jakisi od wos wionie,
zimnem ubiór dmie.
WIDMO
Ogniem, żarem lico płonie,
zaś krew w tobie wre.
MARYSIA
Miałam ci być poślubiona
i mój ślubny ty.
WIDMO
Maryś, Maryś, narzeczona,
długie moje sny.
MARYSIA
Ka ty mieszkasz, kaś ty jest?
Jechałeś do obcych miest,
czekałam cie długo, długo
i nie doczekałam sie.
Kaś ty jest, kajś ty jest,
gdzie ty mieszkasz, gdzie?
WIDMO
Goniłem do różnych miest,
rozhulaniec, pędziwiatr,
ażem gdziesi w ziemię wpad,
gdzie mnie toczy gad.
MARYSIA
O mój Boze, Boze mój,
to juz ciebie tocy gad.
WIDMO
Zwabiło mnie echo z Tatr,
otom jest, otom jest,
zwabiły mnie głosy z chat,
do myśli mi przyszedł gest
przypomnieć się z dawnych lat;
domek mój, podobnoś grób,
nie jestem wymagający,
przeszedłem niejedną z prób,
ale żebym ja był trup,
nie wierz, Maryś, bo to kłam;
żywie Duch, żywie Duch,
wytężyłem cały słuch,
zwabiły mnie głosy z chat.
MARYSIA
Ka twój grób, ka twój grób?
Pono gdziesi za daleko,
nie dobiegnie, nie doleci...
(Ona przesłania oczy ręką, on zaś jej, nagły, dłoń odrywa).
WIDMO
Łzy mnie palą, łzy mnie pieką,
licho bierz grób mój,
otom jest, otom twój;
czy pamiętasz jeszcze dzień;
jak nas gruszy cienił cień,
tu w tym sadzie, na zieleni,
śród połednia, śród promieni,
przy mnie stałaś: w dłoni dłoń - ?
MARYSIA
Dawno, dawno, tyle lat.
WIDMO
Skłońże ku mnie główkę, skłoń.
MARYSIA
Hańśmy stoli w dłoni dłoń -
szedł od ciebie swat.
WIDMO
Dawno, dawno, tyle lat.
MARYSIA
Miałabym tylo wesele,
co jak dziś, jak to dziś.
WIDMO
Potańcujmy raz dokoła,
potem zaś znów mus mnie iść
MARYSIA
Som tu twoi przyjaciele,
ostań chwile.
WIDMO
Raz dokoła,
- - - - - - - - - - - - -
potem to już mus mnie iść:
mus mnie woła, mus mnie woła.
MARYSIA
Ano dziś nasze wesele;
raz dokoła, raz dokoła.
WIDMO
Taki smutek idzie z czoła...
MARYSIA
Takie zimno wieje z ust...
WIDMO
Przytul mnie do twoich chust,
przytul mnie do piersi, rąk...
MARYSIA
Nie chytaj sie moich wstąg,
taki wieje trupi ciąg.
WIDMO
Kochaj...!
MARYSIA
Precz, nie sięgaj lic
WIDMO
Nie broń mi się - nic to, nic...
MARYSIA
Zimnem dołu wieje strój,
ty nie mój, ty nie mój!
WIDMO
Mus mnie woła, mus mnie woła,
raz dokoła...
MARYSIA
Stój, ach, stój!
Wesele, SCENA 7.
STAŃCZYK, DZIENNIKARZ.
STAŃCZYK
(idąc)
Ktoś się za mną włóczy wciąż.
DZIENNIKARZ
Ktoś przede mną ciągle stąpa.
STAŃCZYK
(już był usiadł)
Domek mały, chata skąpa:
Polska, swoi, własne łzy,
własne trwogi, zbrodnie, sny,
własne brudy, podłość, kłam;
znam, zanadto dobrze znam.
DZIENNIKARZ
Zacz kto - ?
STAŃCZYK
Błazen.
DZIENNIKARZ
(poznając)
Wielki mąż!
STAŃCZYK
Wielki, bo w błazeńskiej szacie;
wielki, bo wam z oczu zszedł,
błaznów coraz więcej macie,
nieomal błazeńskie wiece;
Salve, bracie!
DZIENNIKARZ
Ojcze, Salve!
Szereg dobrych błaznów zrzedł,
przywdziewamy szarą barwę;
koncept narodowy gaśnie;
gasną coraz te pochodnie,
które do hajduków ręku
przywiązane żarem płoną.
Skapały, zżarły się świece,
a że do rąk przytroczone,
więc jeszcze palą się ręce,
w tę samą zaklęte stronę. -
Trzeba by do służby narodu
błaznów całego zastępu;
palą się hajduki w męce,
z własnego bolu się śmieją;
gasną świece narodowe,
okropne rzeczy się dzieją,
śmiechem i szyderstwem biegu
obudzić, ośmielić zdolne
serce spodlone, niewolne,
które naszą krew zaprawia.
STAŃCZYK
A wolicie spać - -
DZIENNIKARZ
To jedno!
Usypiam duszę mą biedną
i usypiam brata mego;
wszystko jedno, wszystko jedno,
tyle złego, co dobrego,
okropne rzeczy się dzieją.
Patrzeć na przebiegi zdarzeń -
dalekie, dalekie od marzeń,
tak odległe od wszystkiego,
co było wielkie w kraju;
że wszystko, co było, przepadło,
bezpowrotnie w mroku zbladło:
to bajki o trzecim Maju!
Matkę do trumny się kładło,
siostry i rodzinę całą;
ksiądz pokropił i poświęcił,
grabarze gruz przywalili;
epigonów co zostało,
na stypie się weselili
wesołością, co przeklina;
w pijaństwie duszę zabili,
a nie mogli zabić serca.
Zostało serce, co woła,
spłakane u bram kościoła,
skrwawione u wrót świątyni
i jeszcze w męce okrutnej,
w czułej litości rozrzutnej
samo siebie wini.
STAŃCZYK
Asan jako spowiedź czyni,
spowiedź, widzę, cudzych grzechów;
Acan się zalewa łzami,
duszę krwawi, serce krwawi;
ale znać z Acana mowy,
że jest - tak - przeciętnie zdrowy;
jutro humor się naprawi. -
Gotów mi płakać najrzewniej,
rozczulać się cudzych grzechów,
u bliskiego widzieć tramy,
zbrodnie, brudy, grzechy, plamy
i za swojego bliskiego
uczynić publiczną spowiedź. -
A! doprawdy! warte śmiechów -
może jeszcze rozgrzeszenie
wziąć kapłańskie z cudzych zbrodni - ?
DZIENNIKARZ
Wina ojca idzie w syna;
niegodnych synowie niegodni;
ten przeklina, ów przeklina -
ród pamięta, brat pamięta,
kto te pozakładał pęta
i że ręka, co przeklęta,
była swoja. - Rozbrat wieczny
duszy z ciałem, ciała z duszą;
w nim się słabi kruszą -
miecz do walki obosieczny -
myśmy słabi. - Wielkość gniecie,
przekleństwo nosi na grzbiecie:
zbrodnie nosi, czarne kiry,
szatę krwawą Dejaniry;
Wielkość: Zbrodnia; Małość: podła -
Jakaż nasza dzisiaj Wola?!
Czarodziejska dłoń ogrodła
nasze pola.
STAŃCZYK
Łzy ze źródła!
Tyle żalów o nieswoje!?
A cóż tobie niepokoje
tych, co w grobach leżą?
Myślisz - że się trupy odświeżą
strojem i nową odzieżą -
a ty z trupami pod rękę
będziesz szedł na Ucztę-mękę
i jako potrawy żuł,
czym się tylko kiejś kto truł;
wsączał w siebie i pił,
czym tylko kto gdzie gnił;
czy to ma być twoja krew?!
DZIENNIKARZ
Moja krew, moja krew -
czy ja wiem - okrzyk mew,
gdy gonią ponad skały,
okrzyk mew osmętniały,
żałośliwy, straszny,
gdy od brzegu odbiegły daleko.
Morze ciche, strop się chmurzy,
ale burza i orkan daleko
Tylko głuchość i pustka bezmierna -
a tu skrzydła rozchwiane do lotu,
nie pragną, nie pragną powrotu
i wiedzą, że tam, gdzie dążą,
wylądu szukać daremno;
przekleństwu swojemu wierne,
lecą - i nie śmieją ustać,
aż krew do ust pocznie chlustać
ze znużenia - wtedy padną,
łzą nie pożegnane żadną,
bo śmierć ulga, ulga zgon.
STAŃCZYK
Zaśpiewałeś kruczy ton;
tobież tylko dzwoni w głuszy
pogrzebowych jęków dzwon?
- - - - - - - - - - - - - - -
A słyszałżeś kiedy, z wieży
jak dźwięczy i śpiewa On?
DZIENNIKARZ
Zygmunt, Zygmunt...
STAŃCZYK
Dzwon królewski: -
Siedziałem u królewskich stóp,
królewski za mną dwór:
synaczek i kilka cór,
Włoszka - a wielki chór
kleru zawodził hymny; -
a dzwon wschodził.
Patrzali wszyscy w górę,
a dzwon wschodził -
zawisnął u szczytów
i z wyżyn się rozdzwonił:
głos leciał, polatał,
kołysał się górnie,
wysoko, podchmurnie -
a tłum się wielki pokłonił.
Pojrzałem na króla,
a król się zapłonił...
Dzwon dzwonił
- - - - - - - - - -- -
DZIENNIKARZ
A toć on nam tętni dziś,
jak grzebiemy, kto nam drogi;
zwołuje nas, każąc iść
posłuchać kościelnych szumów,
w wielkim zamęcie rozumów,
w wielkim modlitew rozjęku,
On pan, ten dzwon królewski,
nie ustający w brzęku,
o pękniętym sercu:
nasz ton. - Nad przepaścią stoję
i nie znam, gdzie drogi moje.
STAŃCZYK
Byś serce moje rozkroił,
nic w nim nie najdziesz inszego,
jako te niepokoje:
sromota, sromota, wstyd,
palący wstyd;
jakoweś Fata nas pędzą
w przepaść -
DZIENNIKARZ
Ty Wid!
STAŃCZYK
Ja Wstyd!!
Piekło wiem gorsze niż Dante,
piekło żywe.
DZIENNIKARZ
Żyję w Piekle!,
STAŃCZYK
Społem w przepaść!
DZIENNIKARZ
Społeczeństwo!
Oto tortury najsroższe,
śmiech, błazeństwo -
to my duchy najuboższe.?
"Społem" to jest malowanka,
"społem" to duma panka,
"społem" to jest chłopskie "w pysk","
"społem" to papuzia kochanka,
próżność, nadczłowieczeństwo _
i przy tym to maleństwo:
serce pęknione, co krwawi.
STAŃCZYK
Asan prawi -
jako najwalniejsi gębacze,
odrośl od tych samych pni
z moich dni.
DZIENNIKARZ
Wolałbym już stokroć razy
policzone dni
niż ten bieg, bieg. pęd, gonitwa
ku przepaści, otchłani, zawrotom:
Ach, kresu, ach, kresu lotom
Stacza się sercowa bitwa,
opadam coraz na głazy,
mrze na ustach modlitwa,
ach, kresu, ach, kresu lotom! -
Niechby się raz wszystko spali,
zetrze się, na proch się zsypie,
jak kolumny, na gruz się rozwali,
byśmy padli potruci
jadami w pogrzebowej stypie;
niechajby się raz wszystko spali,
i te nasze polskie posty
dusz do polskich świętych,
i te nasze tęczowe mosty
czułości nad pustką rozpiętych,
malowanki Częstochowskie
w koronach - i wszystkie Wiary! -
Nieszczęścia wołam!!
STAŃCZYK
Puszczyku...
DZIENNIKARZ
Może by Nieszczęście nareście
dobyło nam z piersi krzyku,
krzyku, co by był nasz,
z tego pokolenia. -
Ach, Sumienia, Sumienia!
Już było tych prawd bez liku
dla nas - Prawdy czy Fraszki -?,
Stoimy u polskich granic,
a mamy obecność za nic,
od talentów zawisłe igraszki.
STAŃCZYK
Puszczyku!
Zgrałeś się przy zielonym stoliku
czy z kobietami w gorączce
opętałeś duszę mdłością
i w tej momentu palączce
oślep gnasz we własne próchno.
A gdy na nie wichry dmuchną,
rozleci się zgasłe próchno,
zamurują się otchłanie
i krzyk, i jęk, i wołanie
zda ci się błazeństwem duszy,
które nikogo nie skruszy,
które zeżre siebie samo,
a trzewia mu gniciem cuchną. -
Znam ja, co jest serce targać
gwoźdźmi, co się w serce wbiły,
biczem własne smagać ciało,
plwać na zbrodnie, lżyć złej woli,
ale Świętości nie szargać,
bo trza, żeby święte były,
ale Świętości nie szargać:
to boli.
DZIENNIKARZ
Tragediante...
STAŃCZYK
Commediante,
dla ciebie błazeńska laska.
DZIENNIKARZ
Piastujesz ją, piastun stary;
znasz tylko: status quo ante;
błazeństwo z tobą się zrosło.
STAŃCZYK
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
DZIENNIKARZ
Fatum nas w obłędy wodzi:
u rozstajnych dróg zły Duch!
Tu moje rozstajne drogi;
ty mój Duch-zły - demon, Szatan;
błazeństwem ja z tobą zbratan,
byłem ci duszą poswatan,
nim dusza stała się trup; -
a teraz mi pachnie grób,
czuję trąd.
STAŃCZYK
Naści; rządź!
Masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
DZIENNIKARZ
Nie chcę żadnych więcej prób.
Serce miałem kiedyś młode,
porwałeś mi serce młode,
wlałeś jad goryczny w krew.
Nie widzę, nie widzę dróg,
zaćmił mi się Bóg...
STAŃCZYK
Fata pędzą, pędzą Fata ?
Wielkość ? Nicość ? pusty dzwon,
serce strute ?
uderzyłeś błazna ton:
moją nutę.
Kłam sercu, nikt nie zrozumie,
hasaj w tłumie!
Masz tu kaduceus, chwyć!
Rządź!
Mąć nim wodę, mąć!
Na Wesele! Na Wesele!
Idź!
Mąć tę narodową kadź,
serce truj, głowę trać!
Na Wesele! Na Wesele!
Staj na czele!!!
Wesele, SCENA 9.
POETA, RYCERZ.
POETA
Otwarła się toń!
Upomina się o swoje Umarła.
Szumem, gwarnością, zawrotem
idzie ku nam z powrotem;
jakaś Przemoc wrotom grobu się wydarła,
oto, słyszę, woła:
RYCERZ
Daj dłoń!!
POETA
Puszczaj!
RYCERZ
Ty mój!
POETA
Puszczaj!
RYCERZ
Ty mój!!
POETA
Żelazem owita ręka,
żelazem zakryta skroń.
RYCERZ
Zbieraj się, skrzydlaty ptaku,
nędzarzu, na koń, na koń,
przepadnie przekleństwo, męka!
POETA
Co mówisz, okropne widziadło,
na koń? - gdzie - ? jak?
Żelazna twoja dzwoni szczęka,
żelazna więzi mnie ręka.
RYCERZ
Na koń, zbudź się, ty żak,
ty lecieć masz jak ptak!
Bioręć w pętle.
POETA
Na arkan mnie wiąże.
RYCERZ
Poznasz, ktom jest, gdy zaciążę -
ty więzień mój, mnie służ;
biorę przemocą. Ja Moc:
za mną, przede mną
ognia kurz;
po drogach, po których lecę,
drzewa się palą jak świece,
ciskają się błyskawice,
jak lecę, Duch:
wytężaj, wytężaj słuch!
POETA
Puszczaj, przepadaj w Noc -
o, ręce, ręce martwieją...
RYCERZ
Ty mój!
POETA
Precz. -
RYCERZ
Słysz grom...
POETA
Zatrząsnął się cały dom...
RYCERZ
A czy wiesz, czym ty masz być,
o czym tobie marzyć, śnić-.
POETA
Sen, marzenie, mara, wid.
RYCERZ
Jutro dzień, przede dniem świt!
Wiesz ty, czym ty mogłeś być-
POETA
Słowo, Widmo gończe!
RYCERZ
Zwiastun!!
POETA
Głos jak marzeń moich piastun;
Rycerz, Widmo, urojenie
przyoblekło szatę żywą.
RYCERZ
Krwi, krwi pragnę, krwawe żniwo!
Wracam do dom w noc szczęśliwą,
w noc ponurych wichrów łkań.
Niosę dań, orężną dań.
POETA
Wracasz do dom ze snów, z dali...
RYCERZ
Z dali, hen z zaświatów, z prochów.-
Przeszedłem ogień, co pali,
przeszedłem zapady lochów.
Ścigam, gonię, moc roztrwonię.
Niosę dań, orężną dań.
POETA
W noc ponurych wichrów łkań
wstajesz z lochów, z prochów, skał...
RYCERZ
Na głos mój ty będziesz drżał:
Grunwald, miecze, król Jagiełło!
Hajno się po zbrojach cięło,
a wichr wył i dął, i wiał;
stosy trupów, stosy ciał,
a krew rzeką płynie, rzeką!
Tam to jest!! Olbrzymów dzieło;
Witołd, Zawisza, Jagiełło,
tam to jest!! - Z pobojowiska
zbroica się w skibach przebłyska,
żelezce, połamane groty,
drzewce powbijane do ciał,
z trupów zapora, z trupów wał,
rycerski zgotowiony stos:
Ofiarnica -
tam leć - tam chodź, tam leć!!!
brać z tej zbrojowni zbroje,
kopije, miecz i szczyt
i stać tam wśród krwi,
aż na ogromny głos
bladością się powlecze świt,
a ciała wstaną,
a zbroje wzejdą
i pochwycą kopije, i przejdą!!!
Spiesz, tam leżą stosy ciał;
przeparłem trumniska wieko,
czas, bym wstał, czas, bym wstał.
POETA
Łzy mnie pieką, łzy mnie pieką,
czymże bym ja tam być miał.
RYCERZ
Niosę dań, orężny szał.
POETA
Dech twój zimny, dech grobowy...
RYCERZ
Patrzaj w twarz, patrz mi w twarz,
ślubuj duszę, duszę dasz.
POETA
Za przyłbicą pustość, proch;
w oczach twoich czarny loch,
za przyłbicą Noc;
zbroja głuchym jękiem brzękła.
RYCERZ
Miecz, miecz, siła nieulękła;
patrzaj w twarz, patrzaj w twarz;
ty mnie znasz.
POETA
Ktoś jest?
RYCERZ
Moc.
POETA
- - Przyłbicę wznieś!
RYCERZ
Rękę daj.
POETA
Duszę weź.
RYCERZ
Patrz!!
POETA
Śmierć - - - Noc!
Wesele, SCENA 11.
PAN MŁODY, HETMAN, CHÓR.
CHÓR
Hej, panie, panie Branecki,
nie żałuj grosika, nie żałuj,
pocałuj się z nami, pocałuj,
nie żałuj dukacika, nie żałuj,
dajże go nam z tej kieski!
HET'MAN
Ha, szatańce, sztab moskieski,
znajcie pana, bierzcie złoto,
nie stoję ja pan o złoto;
piekielna mnie dziś gospoda:
hulaj dusza, z wami zgoda.
CHÓR
Hulaj dusza, z nami w zgodzie,
potańcujemy w gospodzie;
pocałuj się z nami, pocałuj,
nie żałujta, hetmanie, kieski,
braliśta pieniążek moskieski,
hej, hetmanie, hetmanie Branecki!
HETMAN
Bierzcie złoto, pali złoto.
CHÓR
Pali pieniążek moskieski?
HETMAN
Piekielna mnie dziś gospoda:
diabły moją piją krew;
szarpają mi pierś, plecyska,
psy zjawiska, łby ogniska;
szarpają, sięgają trzew!
PAN MŁODY
Wojewoda! Wojewoda!
HETMAN
Puszczajcie, litości!
PAN MŁODY
Jezu!!
Wesele, SCENA 12.
PAN MŁODY, HETMAN.
HETMAN
Ha, przepadli kędyś diabli,
ktoś się doli ulitował;
rana jeno straszna boli - -
puste żale, mnie nie szkoda,
bo ja pan, piekielny pan,
drwię z serdecznych ran.
Setkę lat przez puszczę gnam,
przez bór gonię, gęsty las,
przez ugory, łąki, błoń -
upałami bije skroń,
młotami serce wali,
ogień wnętrzności pali - - -
Każ muzyce dla mnie grać,
mnie na Piekło stać.
Ja pan, ćwierć kraju mam w ręku,
a jak kto po cichuteńku
powie "Jezus" - ja wolny na chwilę,
powietrzem się zasilę:
odetchnąłem piersią całą;
bierz ty, ile złota zostało,
patrz, oto niecki,
diabli mi to kazali nieść;
co noc tak świeżych nasypią,
a sztabowi, czerńcy przeklęci,
krzyczą za mną: panie Branecki,
nie żałuj; - krew moją chlipią - -
Masz!
PAN MŁODY
Hetmaniłeś ty, hetmanie,
chocia byłeś łotr,
i sam król był tobie kmotr;
przewodziłeś, przewodziłeś,
a my dzisiaj w psiej niewoli:
nie hetmany, strzęp, łachmany, gruz;
duszę ziębi mróz;
ciebie ogień, ogień pali -
przecz już nic nas nie ocali,
ani król, ani ból,
ani żale, ni płakanie,
hej, hetmanie, hej hetmanie - -
dzisiaj to mój dzień miłości...
HETMAN
Czepiłeś się chamskiej dziewki?!
Polska to wszystko hołota,
tylko im złota;
trza było do bękartów Carycy
iść smalić cholewki:
byłać ta we mnie cnota.
Asan mi tu Polski nie żałuj,
jesteś szlachcic, to się z nami pocałuj,
jesteś wolny!
PAN MŁODY
Bierz cię diabli.
HETMAN
Gębuj, widzęś nie przy szabli.
Wesele, SCENA 13.
PAN MŁODY, HETMAN, CHÓR.
HETMAN
Ścigają psy, kąsają psy.
CHÓR
Przeklęty ty, przeklęty ty.
HETMAN
Sursum corda, serce żreją -
serce mi wyjmują z trzew.
CHÓR
Zaprzedałeś kraj, ty lew;
złotem pysk ci zaleją!
Złoty pan, weselny pan,
pójdźże w tan, pójdźże w tan!
HETMAN
Złoto pali, złoto war;
sursum corda, wiwat Car!
CHÓR
Lejcie mu do pyska żar,
sięgajcie mu dłońmi trzew.
HETMAN
Piją krew, żłopają krew,
cielsko drą po kawale!
CHÓR
Złoty pan, weselny pan,
pójdźże w tan, dalej w tan:
na Weselu hula Śmierć,
garniec pereł, złota ćwierć,
zaprzedałeś Czortu kraj.
HETMAN
Żłopią krew Czarty Moskale,
sursum corda, wiwat Car!
CHÓR
Huś ha, huś - haj go, haj!
Pójdźże w tan, dalej w tan!
Złoty pan! weselny pan!
Wesele, SCENA 15.
DZIAD, UPIÓR.
DZIAD
(za Panem Młodym)
Miałem rzec, cosi miałem rzec:
Szczęść Boże przy weselu.
UPIÓR
Przyjacielu, przyjacielu...
DZIAD
Kto! ty we krwi! precz, piekielny!
UPIÓR
Ja weselny, ja weselny,
dajcie, bracie, kubeł wody:
ręce myć, gębe myć,
chce mi się tu na Weselu
żyć, hulać, pić.
DZIAD
Precz, przeklęty, precz, przeklęty.
UPIÓR
Dajcie, bracie, kubeł wody:
gębe myć, ręce myć...
DZIAD
Krew na sukniach, krew na włosach...
UPIÓR
Nie pyskuj, nie powtarzaj. - -
Już, już wiedzą o tym w niebiosach.
(nuci)
"A stało się to w Zapusty".
DZIAD
Precz, przeklęty, precz, przeklęty.
UPIÓR
Jeno ty nie przeklinaj usty,
boś brat - drżyj! ja Szela!!
Przyszedłem tu do Wesela,
bo byłem ich ojcom kat,
a dzisiaj ja jestem swat!!
Umyje się, wystroje się.
Dajcie, bracie, kubeł wody:
ręce myć, gębe myć,
suknie prać - nie będzie znać;
chce mi się tu na Weselu
żyć, hulać, pić - ?
jeno ta plama na czole...
DZIAD
Cholera!
UPIÓR
Zaraza, grób.
DZIAD
Precz, precz, ty trup!
UPIÓR
Widzisz, w orderach chodzę.
DZIAD
O! plamy na podłodze od nóg.
UPIÓR
To krew, obmyję próg,
dajcie ino, bracie, wody,
kubeł wody - gębe myć,
suknie prać - nie bedzie znać.
DZAD
Przeklęty! Maryjo, strać!
UPIÓR
Gadu, gadu, stary dziadu,
trza się do roboty brać;
kubeł wody, gębe myć,
nie bede próżno stać,
na Wesele, na Wesele,
podź tańcować, bośma brać
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Wesele, SCENA 24.
GOSPODARZ, WERNYHORA.
WERNYHORA
Sława, panie Włodzimierzu,
zjechałem tu gość.
GOSPODARZ
Spocznij, Wasza Mość;
żona stroi się w alkierzu...
WERNYHORA
Ostań, panie Włodzimierzu.
GOSPODARZ
Żona stroi się w alkierzu;
niespodziany gość,
właśnie była przy pacierzu,
bo się dziecka kładło spać.
WERNYHORA
Niechajże żona w alkierzu...
GOSPODARZ
Bo się dziecka kładło spać;
a ci nie przestają grać:
jak wesele, to wesele,
to nie będą w miejscu stać;
ot, tu żona jest w alkierzu.
WERNYHORA
Niechajże żony w alkierzu,
niechże tańcuje Wesele.
Siądźże, panie Włodzimierzu,
mam Asaństwu nowin wiele:
Pomówimy o Przymierzu.
GOSPODARZ
Ano proszę, bardzo proszę.
WERNYHORA
Siadaj.
GOSPODARZ
Siadam - zacny gość -
bardzo proszę, bardzo proszę;
ceremonii dość.
WERNYHORA
Ja z daleka - hen od kresów,
konia zgnałem.
GOSPODARZ
Podły czas.
A do wszystkich spadłych biesów,
toście tu są pierwszy raz;
któż was zwabił w taki czas?
A do wszystkich spadłych biesów,
żeście tak niespodziewanie
w noc i na to weselisko
zechcieli tu, Ichmość Panie?
WERNYHORA
Z daleka, a miałem blisko
i wybrałem Weselisko,
boście som tu jakoś wraz,
i wybrałem Ichmość Mości
dom, gdzie ludzie sercem prości.
GOSPODARZ
Wasza Mość mieliście blisko
serceście zobligowali -
myśmy sobie prości - mali.
WERNYHORA
Z daleka, a miałem blisko;
ledwom wymienił nazwisko,
a zaraz mi pokazali
tacy chłopcy, rześcy, mali.
GOSPODARZ
Co to u nich serce z miską;
przybieżali, powiadali,
Czego nie zjęzykowali:
że pan stary, że Dziad stary,
że Dziad z lirą, brodą siwą...
WERNYHORA
Ot, dziadzisko z siwą brodą.
Dawnoż było w duszy młodo;
żeście sobie prości, mali,
toście wielkich krzywd nie znali.-
Chudobę macie szczęśliwą.
GOSPODARZ
A ot, takie złote żniwo,
złote pola - pokoszone -
Wszystko błoto - zadyszczone; -
sady ciche - kwitną, rodzą,
jedne z drugich same wschodzą:
złote żniwo, serce z miską;
nie trzeba szukać daleko,
kiedy było jakoś blisko.
Pokażę waćpanu żonę.
WERNYHORA
Złote żniwo, serce złote:
jeszcze u was w duszy młodo,
żeście sobie prości, mali,
toście wielkich krzywd nie znali. -
Może żona ma robotę - ?
GOSPODARZ
Żona stroi się w alkierzu,
chce się wydać urodziwa,
że to gość niespodziewany,
każe zaraz podać piwa.
WERNYHORA
Zostaw, panie Włodzimierzu,
że to chwila osobliwa...
GOSPODARZ
Lepiej gwarzy się przy szklenie,
że to z drogi, tyle błoto;
lepiej gada się przy wenie.
WERNYHORA
Kiej się nie rozchodzi o to;
że to chwila osobliwa,
możemy na osobności
porozmawiać.
GOSPODARZ
Słucham Mości;
a to chwila osobliwa.
Wolnoć spytać o nazwisko... - ?
WERNYHORA
Nie poznałeś - ?
GOSPODARZ
Ktoś mi znany,
ktoś serdeczny, ktoś kochany,
ktoś, co groźny - dawny, stary,
jak wiek cały...
WERNYHORA
Dawnej wiary.
GOSPODARZ
Ktoś mi znany, niespodziany...
WERNYHORA
Przypominasz krwawe łuny
i jęk dzwonów, i pioruny,
i rzeź krwawą, krwawe rzeki - - ?
GOSPODARZ
A sen, sen jakiś daleki,
jeszcze w uszach mam te dzwony -
mieszają weselne grajki:
jakieś stare dumy, bajki.
WERNYHORA
Jeszcze w uszach mam te dzwony
ponad ich weselne grajki:
jęk posępny, jęk męczony,
tyle krwi rzezanych ciał;
ja tam był, przy trupach stał;
jeszcze w uszach mam te dzwony.
Patrzyłem się na lud święty,
jako upadał przeklęty,
przekleństwami potępiony:
kiedy ojce klną na synów,
kiedy syny przeklną ojce,
takie jęczące ogrojce,
łez krwawiących, łez serdecznych
słyszałem w tych głosach wiecznych:
w głosach dzwonów jęk szalony -
jeszcze w uszach mam te dzwony.
GOSPODARZ
Dawne czasy - dawne wieki,
a sen, sen jakiś daleki,
jęki przygłuszają grajki;
jakieś stare dumy, bajki.
WERNYHORA
Ja stałem w pożarnej łunie
na siwym, na siwym rumaku,
czekając Bożego znaku.
Za mną piorun po piorunie
bije z chmur, przez niebo łyska.
GOSPODARZ
Rzecz daleka - taka bliska,
ktoś mi znany, niespodziany;
ktoś, o którym jeszcze wczora
tylko we śnie, tylko w marze:
Pan-Dziad z lirą...
WERNYHORA
Wernyhora.
GOSPODARZ
Pan-Dziad z lirą - Wernyhora!
Wy mnie znany - spodziewany,
Wy, o którym jeszcze wczora
tylko we śnié, tylko w marze:
jak owi dawni mocarze,
Wy na koniu, siwym koniu,
poprzed dom mój, z wieścią.
WERNYHORA
Słowem!
GOSPODARZ
Wy ze Słowem - Wy ze Słowem!
WERNYHORA
Ja z Rozkazem.
GOSPODARZ
Rozkaz-Słowo! - -
Dawno serce już gotowo
tem wezwaniem piorunowem.
WERNYHORA
Słowo-Rozkaz, Rozkaz-Słowo;
dla serca serce gotowo.
Słuchaj, panie Włodzimierzu:
oto chwila osobliwa,
pomówimy o Przymierzu.
GOSPODARZ
To jak ze snu prawda żywa,
chwila dziwnie osobliwa.
Jakiż rozkaz?
WERNYHORA
Trzy zlecenia.
GOSPODARZ
Chwila dziwnie osobliwa:
żem niejako jest wezwany.
WERNYHORA
Roześlesz wici przed świtem,
powołasz gromadzkie stany.
GOSPODARZ
To jak ze snu prawda żywa;
prawie że są wszyscy społem
u mnie przez to weselisko.
WERNYHORA
Ma być jawne, co jest krytem;
co dalekie było - blisko.
Dziś u Waści weselisko;
prawie że są wszyscy społem;
roześlesz wici przed świtem;
niech jadą we cztery strony.
GOSPODARZ
Porozsełam konno gońce,
roześlę wici przed świtem;
zaraz się poradzę żony -
ona swoim chłopskim sprytem...
WERNYHORA
Niech jadą we cztery strony!
Bądź gotów, nim wstanie słońce.
Skoro porozsełasz gońce,
zgromadzisz lud przed kościołem,
jak są zdrowi, prości, mali;
ażeby godność poznali,
Bogiem powitasz ich kołem,
a wtedy przykaż im ciszą,
niech żaden brzeszczot nie szczęknie,
a skoro rzesza uklęknie,
niech wszyscy natężą słuch:
czy tętentu nie posłyszą
od Krakowskiego gościńca - ?
GOSPODARZ
Wytężam, wytężam słuch.
WERNYHORA
Ja wiem, żeś jest Asan zuch - -
Od Krakowskiego gościńca
czy tętentu nie posłyszą,
czy już jadę z Archaniołem - ?
GOSPODARZ
Wytężam, wytężam słuch -
choćby i największy zuch,
jak to, co to, rozpoczęcie - - ?
WERNYHORA
Słuchać ślepo, wierzyć święcie;
ja wiem, żeś jest Asan zuch.
GOSPODARZ
Ja mam stanąć przed kościołem?
to jak we śnie prawda żywa.
Któż mnie darzy tym zaszczytem;
któż śle ku mnie dawne gońce:
chwila dziwno osobliwa.
WERNYHORA
Bądź gotów, nim wstanie Słońce.
GOSPODARZ
Wstaną kosy w słońca świcie;
będę gotów!
WERNYHORA
Przysiąż Słowo.
GOSPODARZ
Rzekłem.
WERNYHORA
Przysiąż.
GOSPODARZ
Rośnie życie.
Czyli marą Wy widmową,
czyliś Waść jest upiór grobów,
czy ty próchno, czy ty czarem,
żeś ze słowem przyszedł starem,
żeś na mnie użył sposobów
i co we mnie tajemnicą,
ty mówisz, jak rzecz prawdziwą;
jako żywo, jako żywo - !
WERNYHORA
Mówię Słowo - rzecz prawdziwą;
chwila, chwila osobliwa:
wybrałem dziś weselisko,
twój dworek, dróżkę, zagrodę. -
Słyszysz, jaki wicher wyje!
Słyszysz, wielki deszcz się pluszcze!
Słyszysz, chrzęszczą wielkie drzewa
i jako trzaskają kuszcze:
to tam moja drużba śpiewa,
tysiąc koni grudy bije
ze złotymi podkowami!
GOSPODARZ
Jezus, zmiłuj się nad nami - - !
WERNYHORA
Leć kto pierwszy do Warszawy
z chorągwią i hufcem sprawy,
z ryngrafem Bogarodzicy;
kto zwoła sejmowe stany,
kto na sejmie się pojawi
Sam w stolicy - ten nas zbawi!
GOSPODARZ
Jako żywo, jako żywo;
Waść mi takie dziwa prawi,
i to jako rzecz prawdziwą.
WERNYHORA
Wszystko święte, wszystko żywo;
z daleka, a miałem blisko;
wybrałem twój dom, zagrodę
i wybrałem Weselisko:
Waszmość rękę miej szczęśliwą:
Daję Waści złoty róg.
GOSPODARZ
Złoty róg.
WERNYHORA
Możesz nim powołać chór.
GOSPODARZ
Bratni zbór.
WERNYHORA
Na jego rycerny głos
spotężni się Duch,
podejmie Los.
Daję w twoje ręce róg.
GOSPODARZ
Dziękuj Bóg.
WERNYHORA
Waść masz porozsełać wici,
lud zgromadzić przed kaplicą.
GOSPODARZ
Jutro ? - skoro się zgromadzą?
mają radzić ? - co uradzą?
WERNYHORA
Jutro: wielką tajemnicą,
jutro skoro się zgromadzą,
niech nie radzą, nic nie radzą,
jednoś niechaj w ciszy staną.
Jutro wielką tajemnicą.
A ty wstawszy bardzo rano,
skoro zejdzie pierwsze słońce,
ku drogom natężaj słuch.
GOSPODARZ
Jutro?!
WERNYHORA
Jutro!!!
GOSPODARZ
Wszelki duch!!!
Wesele, Akt III
(Z izby głębnej, od chwili, wszedł był, w tropy za Jaśkiem, kołyszący się słomiany Chochoł).
Wesele, scena 35.
CHOCHOŁ
. . . . . . . . . . . . . . .
Jak ci spadła czapka z piór.
JASIEK
Tom sie chyloł po te copke,
to mi może sie odwinoł.
CHOCHOŁ
Miałeś, chłopie, złoty róg,
miałeś, chłopie, czapkę z piór:
czapkę ze łba wicher zmiótł.
JASIEK
Bez tom wieche z pawich piór.
CHOCHOŁ
Ostał ci sie ino sznur.
JASIEK
Najdę ka gdzie przy figurze.
CHOCHOŁ
Pod figurą ktosik stał.
JASIEK
Strasy u rozstajnych dróg - -
cy to pioł, cy nie pioł kur?
(Wybiega przez drzwi weselne, przeciskając się przez gromadę znieruchomioną; - słychać tupot jego kroków w sieni - to raz się zastanowi, to dalej biegnie;... w trop za nim kołysze się Chochoł, szeleszcząc słomą po potrącanych ludziach).
(Od sadu, od pola, we świetle szafiru,
co idzie jak łuna błękitna -
głosy się cisną przedrannych ptasich świergotań; niebieskie to Światło wypełnia jakby Czarem izbę i gra kolorami na ludziach pochylonych w pół-śnie, pół-zachwycie. - Przeze drzwi w głębi wraca Jasiek i patrzy dokoła, i oczom nie wierzy, i coraz się słania od grozy).
SCENA 38.
JASIEK
Juz świtanie, juz świtanie -
tu trza bydłu paszę nieść,
trza rżnąć sieczki, warzyć jeść;-
jakże ja se rade dam,
oni w śnie - ja ino sam -?
- - - - - - - - - - - - - -
Syćko tak porozwierane -
syćko z rękami na usach,
dech im zaparło w dusach;
jako drzewa wrośli w ziem,
jak tu, co tu radzić jem - ?
- - - - - - - - - - - - - -
Kajsim zabył złoty róg,
u rozstajnych może dróg,
copke strasny wicher zwiał
bez tom wieche z pawich piór;
żebym chocia róg ten miał -
ostał mi sie ino sznur.
- - - - - - - - - - - - -
Straśnie sie zasumowali,
tak im czoła zmarszczek spion,
jakby ciężko pracowali...
Wesele, scena 37.
(Przez drzwi głębne od chwili wsunał się był za Jaśkiem tropiący Chochoł; a teraz na skrzynię malowaną się wygramolił i ze skrzyni tak do drużby poczyna:)
CHOCHOŁ
To ich Lęk i Strach tak wzion,
posłyszeli Ducha głos:
rozpion sie nad nimi Los.
JASlEK
Tak sie męcą, pot z nich ścieko,
bladość lica przyobleko; -
jak ich zwolnić od tych mąk?
CHOCHOŁ
Powyjmuj im kosy z rąk,
poodpasuj szable z pęt,
zaraz ich odejdzie Smęt.
Na czołach im kółka zrób,
skrzypki mi do ręki daj;
ja muzykę zacznę sam,
tęgo gram, tęgo gram.
JASIEK
(który był uczynił rzecz)
Ka te kosy złożyć - - ?
CHOCHOŁ
W kąt.
JASIEK
(ciska za piec drzewca)
Nik ich ta nie najdzie stąd.
CHOCHOŁ
Ze skałek postrzepuj proch
i ciś je w piwniczny loch.
Lewą nogę wyciąg w zad,
zakreśl butem wielki krąg;
ręce im pozałóż tak:
niech się po dwóch chycą w bok;
odmów pacierz, ale wspak.
Ja muzykę zacznę sam,
tęgo gram, tęgo gram:
będą tańczyć cały rok.
JASIEK
(który był uczynił wszystką rzecz)
Już ni majom kos.
CHOCHOŁ
Rozśmiej im się w nos.
JASIEK
Już ich odszedł Smęt.
CHOCHOŁ
Już nie mają pęt.
JASIEK
Chwytajom sie w tan.
CHOCHOŁ
Już nie czują ran.
JASIEK
Zniknoł czar!
CHOCHOŁ
To drugi CZAR!
(A zaklęte słomiane straszydło, ująwszy w niezgrabne racie podane przez drużbę patyki - poczyna sobie jak grajek-skrzypak - i - słyszeć się daje jakby z atmosfery błękitnej idąca muzyka weselna, cicha a skoczna, swoja a pociągająca serce i duszę usypiająca, leniwa, w omdleniu a jak źródło krwi żywa, taktem w pulsach nierówna, krwawiąca jak rana świeża: - melodyjny dźwięk z polskiej gleby bólem i rozkoszą wykołysany).
JASIEK
(jest teraz kontent a dziwuje się)
Tyle par, tyle par!
CHOCHOŁ
Tańcuj, tańczy cała szopka,
a cyś to ty za parobka?
JASIEK
(z ręką do czoła, jakby se chciał na ucho nasunąć czapki)
Kajsi mi sie zbyła copka -
przeciem druzba, przeciem druzba,
a druzbie to w copce słuzba.
CHOCHOŁ
(w takt się chyla a przygrywa)
Miałeś, chamie, złoty róg,
miałeś, chamie, czapkę z piór:
czapkę wicher niesie,
róg huka po lesie,
ostał ci sie ino sznur,
ostał ci sie ino sznur.
(Kogut pieje).
JASIEK
(jakby tknięty przytomniejąc)
Jezu! Jezu! zapioł kur! - -
Hej, hej, bracia, chyćcie koni!
chyćcie broni, chyćcie broni!!
Czeka was WAWELSKI DWÓR!!!
CHOCHOŁ
(w takt się chyla a przygrywa)
Ostał ci sie ino sznur.
- - - - - - - - - - - - - -
Miałeś, chamie, złoty róg.
JASIEK
(aże ochrypły od krzyku)
Chyćcie broni, chyćcie koni!!!
(A za dziwnym dźwiękiem weselnej muzyki wodzą się liczne, przeliczne pary, w tan powolny, poważny, spokojny, pogodny, półcichy - że ledwo szumią spodnice sztywno krochmalne, szeleszczą długie wstęgi i stroiki ze świecidełek podzwaniają - głucho tupocą buty ciężkie - taniec ich tłumny, że zwartym kołem stół okrążają, ocierając o się w ścisku, natłoczeni).
JASIEK
Nic nie słysom, nic nie słysom,
ino granie, ino granie,
jakieś ich chyciło spanie...?!
(Dech mu zapiera Rozpacz, a przestrach i groza obejmują go martwotą; słania się, chyla ku ziemi, potrącany przez zbity krąg taneczników, który daremno chciał rozerwać; - a za głuchym dźwiękiem wodzą się sztywno pary taneczne we wieniec uroczysty, powolny, pogodny - zwartym kołem, weselnym -)
(Kogut pieje).
JASIEK
(nieprzytomny)
Pieje kur; ha, pieje kur...
CHOCHOŁ
(nieustawną muzyką przemożny)
Miałeś, chamie, złoty róg...
Źródła:
http://literat.ug.edu.pl/~literat/micinski/011.htm
http://literat.ug.edu.pl/staff/013.htm
http://literat.ug.edu.pl/wesele/wesakt3.htm