Motyw pojedynku w pozytywizmie (realizmie)
W trakcie opracowywania zagadnienia zapoznaj się z opracowaniami i wykorzystaj wskazywane w nich konteksty:
opracowanie pozytywizmu; opracowanie pozytywizmu - wersja minimum;
Pojedynek Stanisława Wokulskiego z baronem Krzeszowskim
B. Prus, Lalka, Tom I, rozdział 13
Wtem ktoś potrącił Wokulskiego. Był to baron Krzeszowski. Blady z gniewu zbliżył się do powozu i wyciągając rękę do panny Izabeli zawołał po francusku:
- Cieszę się, kuzynko, że twoi wielbiciele triumfują... Przykro mi tylko, że na mój koszt... Witam panie! - dodał kłaniając się hrabinie i prezesowej.
Twarz hrabiny powlokła się chmurą; pan Łęcki był zakłopotany, panna Izabela zbladła. Baron w impertynencki sposób osadził spadające mu binokle i ciągle patrząc na pannę Izabelę mówił:
- Tak jest... Mam szczególniejsze szczęście do wielbicieli kuzynki...
- Baronie... - wtrąciła prezesowa.
- Przecież nie mówię nic złego... Mówię tylko, że mam szczęście do...
Stojący za nim Wokulski dotknął jego ramienia.
- Słówko, panie baronie - rzekł.
- Ach, to pan - odparł baron przypatrując mu się. Odeszli na bok.
- Pan mnie potrącił, panie baronie...
- Bardzo przepraszam...
- To mi nie wystarcza...
- Czyżby pan chciał satysfakcji? - spytał baron.
- Właśnie.
- W takim razie służę - rzekł baron szukając biletu. - Ach, do licha! Nie wziąłem biletów... Może pan ma notatnik z ołówkiem, panie Wokulski?...
Wokulski podał mu bilet i notatnik, w którym baron zapisał adres i swoje nazwisko nie omieszkawszy zrobić przy nim zakrętu.
- Miło mi będzie - dodał kłaniając się Wokulskiemu - dokończyć rachunku za moją Sułtankę...
- Postaram się zadowolić pana barona.
Rozstali się wymieniając najpiękniejsze ukłony.
[…]
Gdy wszyscy usiedli, hrabia zabrał głos.
- Proszę panów - rzekł - baron Krzeszowski przyznaje, że mógł potrącić pana Wokulskiego, [...] jest gotów... przeprosić nawet listownie pana Wokulskiego, którego wszyscy szanujemy - tek... Cóż panowie na to?
- Nie mamy upoważnienia do żadnych kroków pojednawczych odparł Rzecki, w którym ocknął się były oficer węgierski.
Uczony egiptolog szeroko otworzył oczy i przełknął dwa razy, raz po raz.
Na twarzy hrabiego mignęło zdumienie; w tej chwili jednak opanował się i odpowiedział tonem suchej grzeczności:
- W takim razie słuchamy warunków...
- Niech panowie raczą je podać - odparł Rzecki.
- O! bardzo prosimy panów - rzekł hrabia.
Rzecki odchrząknął.
- W takim razie ośmielę się proponować... przeciwnicy stają o dwadzieścia pięć kroków, idą naprzód po pięć kroków...
- Tek.
- Pistolety gwintowane z muszami... Strzały do pierwszej krwi...- zakończył Rzecki ciszej.
- Tek.
- Termin, jeżeli można, jutro przed południem...
- Tek.
Rzecki ukłonił się, nie wstając z krzesła. Hrabia wziął arkusz papieru i wśród ogólnego milczenia przygotował protokół, który Szuman natychmiast przepisał. Oba dokumenty poświadczono i niespełna w trzy kwadranse interes był gotowy. Świadkowie Wokulskiego pożegnali gospodarza i jego towarzysza, który znowu zatopił się w rozpatrywaniu obłoków.
[…]
O kilkadziesiąt kroków od niego Wokulski chodził między dwoma sosnami tam i na powrót jak wahadło. Teraz nie myślał o pannie Izabeli; słuchał świergotu ptaków, którym kipiał cały las, i pluskania Wisły podmywającej brzegi. Na tle odgłosów spokojnego szczęścia natury dziwnie odbijało szczękanie stempli w pistoletach i trzask odwodzonych kurków. W Wokulskim obudziło się drapieżne zwierzę; cały świat zniknął mu sprzed oczu, a został tylko jeden człowiek, baron, którego trupa miał zawlec do nóg obrażonej panny Izabeli.
Postawiono ich na mecie. Baron był ciągle zakłopotany niepewnością, co zrobić z kupczykiem, i ostatecznie zdecydował się przestrzelić mu rękę. Na twarzy Wokulskiego malowała się tak dzika zajadłość, że zdumiony hrabia-Anglik pomyślał:
"Tu chyba nie chodzi ani o klacz, ani o potrącenie na wyścigach!..."
Milczący dotychczas egiptolog zakomenderował, przeciwnicy wycelowawszy pistolety ruszyli. Baron zmierzył Wokulskiemu w prawy obojczyk i zniżając pistolet, delikatnie przycisnął cyngiel. W ostatniej chwili pochyliły mu się binokle; pistolet zboczył na włos, wypalił i - kula przeleciała o kilka cali od ramienia Wokulskiego.
Baron zasłonił twarz lufą i patrząc spoza niej myślał:
Nie trafi osioł... Mierzy w głowę..."
Nagle uczuł mocne uderzenie w skroń; zaszumiało mu w uszach, czarne płatki przeleciały przed oczyma... Wypuścił broń z ręki i przyklęknął.
- W głowę!... - krzyknął ktoś.
Wokulski rzucił pistolet na ziemię i zeszedł z mety. Wszyscy pobiegli do klęczącego barona, który jednakże zamiast umierać, mówił wrzaskliwym głosem:
- Szczególny wypadek! Mam dziurę w twarzy, ząb wybity, a kuli nie widać... Przecie jej nie połknąłem...
Wtedy egiptolog podniósł i obejrzał starannie pistolet barona.
- A!... - zawołał - to jasne... Kula w pistolet, a zamek w szczękę... Pistolet zdezelowany; bardzo interesujący strzał...
- Czy pan Wokulski jest zadowolony? - spytał hrabia-Anglik.
- Tak. [...]
- Proszę - rzekł uroczyście hrabia-Anglik - ażeby przeciwnicy podali sobie ręce.
Wokulski zbliżył się do barona i uścisnął go.
- Piękny strzał, panie Wokulski - mówił z trudnością baron, mocno potrząsając Wokulskiego za rękę. - Zastanawia mnie, że człowiek pańskiego fachu... Ale może pana to obraża?...
- Wcale nie!
- Otóż, że człowiek pańskiego fachu, bardzo zresztą szanownego, tak dobrze strzela... Gdzie moje binokle?... Ach, są... Panie Wokulski, proszę o słówko na osobności...
Oparł się na ramieniu Wokulskiego i odeszli kilkanaście kroków w las.
- Jestem oszpecony - mówił baron - wyglądam jak stara małpa chora na fluksję. Nie chcę z panem drugiej awantury, bo widzę, że masz szczęście... Więc powiedz mi pan: za co właściwie zostałem kaleką?... Bo nie za potrącenie... - dodał patrząc mu w oczy.
- Obraziłeś pan kobietę... - odparł cicho Wokulski.
Baron cofnął się o krok.
- Ach... c'est ca!... - rzekł. - Rozumiem... Jeszcze raz przepraszam pana, a tam... wiem, co mi należy zrobić...
- I pan mi przebacz, baronie - odpowiedział Wokulski.
[…] Pożegnali się wszyscy bardzo zadowoleni, Baron dziwił się, skąd człowiek tego fachu tak dobrze strzela, […] Wokulski był zamyślony, Rzecki zachwycony odwagą i uprzejmością barona, a tylko Szuman zły. I dopiero gdy ich kareta zjechała z górki obok klasztoru kamedułów, doktór spojrzał na Wokulskiego i mruknął:
- A to bydlęta!... I że ja na takich błaznów nie sprowadziłem policji...
Źródło:
http://literat.ug.edu.pl/lalka/0013.htm
Pojedynek barona Dalskiego z Kazimierzem Starskim
B. Prus, Lalka
„baron przed dziesięcioma dniami strzelał się ze Starskim i dostał kulą po wierzchu żeber... Mówię panu, jakby mu kto hakiem rozdarł skórę od prawej do lewej strony piersi... zły stary, wrzeszczy, wymyśla, gorączkuje, ale żonie kazał natychmiast wyjechać do familii i jestem pewny, że jej nie przyjmie...” Julian Ochocki do Stanisława Wokulskiego.
Źródło: