Motyw listu w baroku
W trakcie opracowywania zagadnienia zapoznaj się z opracowaniami i wykorzystaj wskazywane w nich konteksty:
Opracowanie baroku; Opracowanie baroku - minimum;
John Locke, List o tolerancji - fragmenty tekstu
Tolerancja w stosunku do tych, którzy w sprawach religii wyznają odmienne zapatrywania, do tego stopnia jest zgodna z Ewangelią i zdrowym rozsądkiem, że po prostu wydaje się rzeczą koszmarną, jeżeli ludziom w tak jasnym świetle mrok oczy przesłania. Nie chciałbym tutaj bynajmniej oskarżać pychy, żądzy panowania u jednych ani gwałtowności i fanatyzmu u drugich, bo to są przywary, które prawdopodobnie nie dadzą się całkowicie usunąć ze stosunków ludzkich, lecz mimo wszystko są one tego rodzaju, że nikt by się nie zgodził, aby mu jawnie je zarzucano, ale też nie ma prawie nikogo, kto by tym żądzom dał się na oślep ponosić, a nie szukał zarazem przez nie, przybrane w pozory obcych im właściwości i szlachetności, własnej swej chwały.
Lecz aby jedni prześladowania i okrucieństwa, sprzecznego z duchem chrześcijańskim, nie stroili w barwę troski o państwo i poszanowania dla prawa, i na odwrót, by inni za parawanem religii nie szukali dla siebie swawoli obyczajów i bezkarności występków — krótko mówiąc, ażeby nikt nie mamił siebie lub innych, manifestując, że jest wiernym poddanym panującego bądź szczerym czcicielem Boga — uważam, że w pierwszym rzędzie należy dokonać rozdziału spraw państwa od spraw religii i sprawiedliwie zakreślić granice pomiędzy kościołem i państwem. Jeżeli takiego rozdziału się nie dokona, żadnym sporom nigdy nie będzie można położyć kresu, sporom pomiędzy tymi, którym dobro dusz albo państwa bądź rzeczywiście leży na sercu, bądź też udają, że leży.
Moim zdaniem, państwo, jako społeczność ludzi, zostało ustanowione wyłącznie dla zachowania i pomnażania dóbr doczesnych.
Dobrami doczesnymi nazywam życie, wolność, całość i nietykalność ciała, jak również posiadanie dóbr materialnych, do których należą włości, pieniądze, sprzęty itd.
Ochrona sprawiedliwego posiadania w dobrym nienaruszonym stanie tych rzeczy, mających ścisły związek z życiem doczesnym, tak w odniesieniu do całego łącznie narodu, jak i każdego obywatela z osobna, za pomocą praw, ustanowionych na równi dla wszystkich, jest powinnością władzy publicznej. I jeśli ktoś się poważy, z pogwałceniem praw boskich i ludzkich, łamać owe ustawy, tego zuchwałość należy ukrócić grozą kary, polegającej już to na odebraniu, już to na uszczupleniu owych dóbr, z których w każdym innym przypadku i może, i powinien korzystać. Ponieważ jednak nikt się dobrowolnie nie godzi na karę, która pozbawia go części dóbr własnych, a tym bardziej kiedy w grę wchodzi utrata wolności i życia, z tego powodu urząd publiczny dla możliwości wymierzania kary gwałcicielom cudzego prawa jest uzbrojony w środki przemocy, to znaczy w siłę swoich poddanych.
Że w rzeczy samej jedynie te dobra doczesne ma na względzie cała kompetencja urzędu i na zwiększeniu i zabezpieczaniu wyłącznie tych dóbr kończy się i zamyka wszelkie uprawnienie i panowanie władzy publicznej, że z drugiej strony żadną miarą nie może i nie powinna się ona rozciągać na sprawy zbawienia duszy, słuszność tej tezy jasno, jak mi się zdaje, potwierdzają następujące dowody.
Po pierwsze, z tego powodu, że urząd publiczny nie ma wcale powierzonej pieczy o dusze w większym stopniu niż inni ludzie. Nie ma jej powierzonej sobie od Boga, ponieważ jest . rzeczą oczywistą, że Bóg nie użyczył tego rodzaju władzy ludziom nad ludźmi, by mieli prawo siłą zmuszać innych do przyjmowania własnej religii. Nie ma też urząd takiej władzy udzielonej sobie od ludzi, ponieważ nikt nie może do tego stopnia zaniechać troski o własne zbawienie wieczne, żeby pod przymusem przyjmować wiarę albo obrzędy, które ustanowił ktoś inny, czy będzie to panujący, czy też poddany, z tej prostej przyczyny, że nikt, choćby i chciał, nie jest w stanie w coś wierzyć na polecenie drugiego. A właśnie na wierze polega siła i skuteczność prawdziwej i zbawiennej religii. Cokolwiek bowiem wyznajesz ustami, cokolwiek wykonujesz w zewnętrznych obrzędach, jeżeli jednak nie jesteś głęboko w sercu swym przekonany, że to zarazem jest prawdziwe i podoba się Bogu, nie tylko ci to wszystko nie pomoże do zbawienia, lecz wprost przeciwnie — zaszkodzi. W ten bowiem sposób do wielkiej ilości grzechów, z których się trzeba oczyszczać za pomocą religii, dorzucisz na wierzch jeszcze obłudę, uprawianą na gruncie samej religii, i pogardę dla bóstwa, kiedy na cześć Boga Najlepszego i Wszechmocnego spełniasz takie obrzędy, które, jak ci wiadomo, nie podobają mu się.
Po drugie, troska o dusze nie może wchodzić w zakres kompetencji urzędu publicznego, ponieważ cała jego władza polega na wywieraniu przemocy, podczas kiedy prawdziwa i zbawienna religia — na wewnętrznej wierze ducha, bez której żadna rzecz nie ma u Boga wartości. Taka już jest bowiem natura ludzkiego umysłu, że żadną przemocą z zewnątrz zniewolić się nie da. Niech ktoś zabierze dobra zewnętrzne, niech kaźń więzienia, niech kara tortury katuje ciało, nadaremnie się trudzisz, jeżeli za pomocą tego rodzaju męczarni chcesz zmienić zapatrywania duszy na rzeczy (...)
A teraz rozważmy, czym jest kościół. Otóż kościół, jak mi się zdaje, jest wolnym stowarzyszeniem ludzi, którzy ze sobą się łączą na zasadzie całkowitej dobrowolności w tym celu, żeby publicznie cześć Bogu oddawać, w tej formie, jaka w ich przekonaniu jest bóstwu miła, a dla zbawienia ich duszy skuteczna. Powiadam zatem, że jest to stowarzyszenie wolne i dobrowolne. Nikt bowiem z ludzi nie rodzi się jako członek jakiegoś określonego kościoła. W przeciwnym razie religia ojców i przodków prawem dziedzictwa przechodziłaby na każdego razem z włościami i każdy by wiarą zawdzięczał swemu pochodzeniu. A przecież nie można wymyślić większej od tego niedorzeczności.
Jan III Sobieski, Listy do Marysieńki
We Lwowie, 27 VII [l 675].
Najśliczniejsza, najwdzięczniejsza i najukochańsza Marysieńku, jedyny serca mego panie!
Tak okrutnej i niepojętej tęskności, jaka jeszcze większa od urodzenia mego nie była na mnie, przyczyny inszej nie widzę nad tę, że im dłużej się wpatruję w śliczności z ni z kim osoby wszystkiej nieporównaną i we wszystkie przymioty, które P. Bóg i natura tak hojnie rozdały, że całemu światu siła ująć musiały, tym coraz gorętszą muszę pałać miłością ku jedynej mojej pannie; gdy tedy żadnej dla tej nieszczęsnej absencji nie biorę z rąk najpiękniejszej mojej panny ochłody, toć się na koniec i serce w popiół albo perzynę obrócić musi. Niemniej i to jeszcze, moja śliczna Marysieńku, przydaje strachu i utrapienia, że już trzeci dzień, jako żadnej o zdrowiu Wci mojej duszy nie mam wiadomości ani responsu na kilka listów moich.
Ja tu siedzę jako w katuszy, nie mając do przechadzki, tylko kapuściany ogród (a dni są tak wielkie, bo się rano wstaje, że się wiekom równają), gorąco zaś wielkie nie pozwala przejażdżki, chyba ku wieczorowi, i to natenczas spokojnie z myślami się bawić nie pozwolą. I to też zgryzoty nie ujmuje, kiedy coraz większa się zajmuje wojna, a czym co począć nie masz. Kto wie, co się nie tylko z tymi krajami stanie, ale i z dalszymi, za przyjściem na wiosnę cesarza tureckiego; a ja, wydawszy wszystko swoje aż do ostatniej prawie koszuli, gdzie bym to podczas zamieszania i u kogo odszukiwać miał? Owo zgoła, naraził mię P. Bóg z łaski swej na takie nieszczęście, że jedno drugiego gorsze; za co niech imię jego będzie pochwalone, bo mu to wolno, i grzechy moje daleko większej godne kary. Ale zdrowie i głowa pewnie tego dłużej nie wytrzyma.
Z komisarzami naszymi niebożętami co się przynajmniej dzieje, wiedzieć nie możemy. Znać, że tamci prawdziwiej powiadali, co się na jedno zgadzali, że są za wartą turecką, niżeli ten jeden hultaj, który wszystko dobre obiecował. Już snadź cale z nimi nic nie traktują, kiedy wtóry komisarz Alisza aga chodził z swym panem nuradyn sułtanem w Wołyń na zagony; gdzie prawie żadnej nie odnieśli korzyści, bo lud był ostrzeżony wcześnie. Turcy Zbarażu dobywają, jako to lepiej Wć moje serce z listu p. wojewody ruskiego zrozumiesz, który posyłam, i list jmp. wojewodzinie należący.
Aleć i na księcia podkanclerzego jaki mieć muszę żal, racz tylko moje serce uważyć, i dobrze, żeby to księżnie kształtnie jako namieniła Mme la Palatine de Russie. Naprzód, gdym posłał ordynans przed kilką niedziel do wojewody wileńskiego, niesłychanie ostrożnie pisany, aby albo sam poszedł z wojskiem w te kraje, albo żeby nie bronił chorągwiom, które się z swoją ofiarują ochotą (czym by się był niesłychanie uskrzynął wojewoda wileński, bo to oboje z ciężkością mu było uczynić; teraz zaś tryumfuje, że ,,bym był poszedł, gdyby mi był wcześnie dany ordynans"), ten zaś ordynans książę zatrzymał i nie posłał mu go, napisawszy mi przez jakiegoś .swego ks. regenta, którego tu dotąd nie masz, że mu się ten nie podobał ordynans. I tak tedy temu przeszkodził, żeby on nie szedł, i o samym najmniejszej dotąd nie masz wiadomości, wydawszy mnie prawie nieprzyjacielowi, jako na mięsne jatki, bez wszelkiego posiłku, A na ostatek, niechby sobie zdrów siedział w Białej albo Nieświeżu; ale napisawszy, że posłał do wojska p. podskarbiego nadwornego litewskiego na miejscu swym, dotąd ani p. podskarbiego u wojska, ani wojska na naznaczone nie widać miejsce, bo się dotąd z swych konsystencyj nie ruszyli, które mieli koło Korca, i gdzie zdarli na kilkakroć sto tysięcy. A gdyby byli na dzień naznaczony stanęli, a choć w tydzień potem, pod Brodami, toby te zagony tatarskie nie miały były tego chodzenia na Wołyń bezpieczeństwa.
Ale cóż czynić? Mnie to P. Bóg każe! Kiedym sam rządził wojskiem, to dobrze bywało, bo była egzekucja ordynansów; teraz zaś wszystko mi opak czynią. Nadto jeszcze chorągwie książęce, które to leżą dotąd na miejscu, taką mi wyrządzili rzecz: Wiesz Wć moja panno, z jakim kosztem wyprawiłem p. Ulanickiego i jaka moja była w tej dywersji nadzieja. Gdy tedy ten p. Ulanicki przechodził z swymi ludźmi przez Korzec, gdzie stały chorągwie pp. Sapiehów, wstąpił do tego miasta najlepszy rotmistrz tego pułku, niejaki Tokarzewski (któremum ja dał chorągiew po nieboszczyku Piwie, dla samego junactwa) z towarzystwem swoim, bo tam ma swój dworek. Tamże go naszły tamte chorągwie; zabili czterech co najlepszego towarzystwa, drugich wszystkich posiekli i samego rotmistrza, i dwór jeszcze jego ze wszystkim mu spalili. A lubo słyszeli, że nieprzyjaciel, pominąwszy w Brodach księcia p. wojewodę bełskiego, impunement po Wołyniu grasuje, nic to ich nie poruszyło z miejsca, lubo ich trzy moje doszły uniwersały. Czym tedy ci lepsi od Pacowskich, niech mię kto nauczy! -
Źródło:
http://literat.ug.edu.pl/listys/082.htm